Nie wiem co mam robić. Czuję się zostawiona samej sobie. Nikt nie chce lub nie może mi pomóc, a sama sobie z tym nie radzę...
Dostałam skierowanie do psychoterapeuty na terapię dla par i osobno dla mnie. Mój nawet się zgodził na tą w parach, choć myślałam, że mnie oleje. Dzwoniłam, chciałam się umówić i co? Moja kasa chorych tego nie zrefunduje. Co oznacza koniec myśli o terapii, bo na długotrwałe leczenie mnie nie stać (120€ za 45 minut x co najmniej 24), a kilka sesji nie ma nawet sensu zaczynać, bo to nic nie da.
Ja mam już dość jego i mojego bólu, on ma mnie dość wiedźmy plującej jadem i wyrzucającej mu wszystko. I tak wygląda nasz smutny obrazek.
Pochłaniam jedzenie w ilościach ponadprzeciętnych. Od świąt przytyłam jeszcze kilogram. Nie widzę sensu odchudzania, nie widzę sensu terapii... w ogóle nie widzę sensu tego co robię każdego dnia. Wstaję z łóżka i idę do pracy... bo tak. Bo tak musi być...
Chciałabym znaleźć powód do tego, by codziennie otwierać oczy, bo nie wiem jak długo jeszcze starczy sił...