Odchudzanie zaczęłam kolejny już raz w styczniu tego roku
z wagą 78 kg przy wzroście 175 cm (BMI 24,16).
Chciałam zejść do 70 kg do maja ze względu na urlop, plażę, bikini, etc. Udało się, ale już wtedy wiedziałam, że na urlopie znów przytyję. Nie chciałam się ograniczać. All inclusive :)
Jednocześnie jednak podczas urlopu znacznie więcej się ruszałam. Codziennie jogging, fittness, siłownia, kurs tańców latynoskich, długie spacery po plaży... Wróciłam do domu ważąc 74 kg, ale opalona, z mięśniami w miejsce tłuszczu.
Przez dwa miesiące waga wahała się między 73 a 75 kg, aż w końcu moja sytuacja życiowa uległa znaczącym zmianom... Wiele zaczęło się psuć, wróciło kilka dawnych problemów, przybyło kilka nowych. To wszystko mnie przerosło i pomimo, że daję z siebie wszystko - jeden etat w pracy, drugi w domu - to popadałam wciąż w stany przygnębienia, frustracji... Moje ciało zaczęło również protestować - było mi ciągle niedobrze, miałam skórcze żołądka, wymiotowałam kiedy tylko zjadłam większą porcję niezależnie od tego co to było. Zdrowo czy niezdrowo - wszystko lądowało w ubikacji. Później wymiotowałam już nawet po małych porcjach lub napojach. W najbardziej stresujących momentach całości dopełniała rownież biegunka. W końcu przestałam jeść. Miałam już dosyć ciągłego bólu brzucha, skórczów i wizyt w toalecie.
W ciągu ostatnich trzech tygodni schudłam 8 kg. Stan na dziś iści szatański / 66,6 kg (BMI 21,55).
Nie czuję się dobrze, ale postanowiłam wykorzystać to, że moje ciało tak reaguje i pociągnąć temat dalej. Pierwszy cel, który sobie stawiam to 60 kg. Dla równego rachunku. Drugi to dotarcie do BMI 18,49 (wychudzenie). Brzmi dobrze jak na początek. Do pierwszego celu mam więc 6,6 kg, do drugiego ok. 10 kg.
Bilans z dziś:
- 100 ml maślanki 37 kcal
- herbata zielona i woda mineralna w dużych ilościach
- sałatka z serem i szynką bez sera i szynki (na opakowaniu jest napisane 328 kcal, podejrzewam jednak że zjadłam jakieś 200... bo wywaliłam grzanki, ser, szynke i sos, zostawiłam tylko warzywa i dodałam łyżkę stołową jogurtu odtłuszczonego i szczyptę soli, a do bilansu wpisuję 100 kcal, bo i tak mój żołądek się zbuntował).
Razem ok. 140 kcal
Razem ok. 140 kcal
Powiem Ci szczerze, że jestem w szoku i zmotywowałaś mnie niesamowicie do działania!
OdpowiedzUsuńNajgorsze przy takich głodówkach czy ograniczeniu jedzenia są pierwsze 2 tygodnie, a nawet 3, gdy organizm zaczyna się buntować i płatać figle, dlatego ja chcę teraz skupić się na diecie, a w październiku jak wrócę na studia traktować to jak jakiś rytuał-codzienność :)
Obserwuję i będe wracać do Ciebie po większą dawkę motywacji ;)
Gratuluję bilansu, mamy ten sam wzrost :)
OdpowiedzUsuńMożesz wszystko. Na pewno się uda i schudniesz bardzo dużo. :)
OdpowiedzUsuń