poniedziałek, 19 listopada 2018

47. Zniknęłam

Zniknęłam na prawie dwa tygodnie. Przyznaję się bez bicia: nie było mnie przez ten czas ani tutaj, ani u Was. Nie zaglądałam, nie czytałam. Nie potrzebowałam i już. Miałam na głowie bardzo dużo pracy w pracy i pracy w domu. Stresu z tym związanego jeszcze więcej. Musiałam ogarnąć nowe obowiązki, a to zajmowało i mój czas, i moje myśli. O diecie też nie myślałam. Tzn myślałam, ale zawiesiłam na kołku w przedpokoju jak odwiesza się płaszcz po przyjściu do domu. Z zamiarem użycia ponownie, ale nie teraz. Nie zważyłam się przez ten czas ani razu, jadłam normalnie. Tzn dla mnie normalnie. Jedsn posiłek dziennie, w weekendy dwa. Szacuję ok. 700 do 1200 kcal dziennie, ale nie liczyłam.

Teraz zaczynam o Was myśleć, tęsknić za uczuciem pustki w żołądku i bać się stanąć na wadze. Ale to dobrze. Wrócę już niedługo. Tymczasem wybaczcie mi moją nieobecność i poczekajcie jeszcze trochę. Nie chcę przychodzić bez potrzeby i motywacji. Chcę wrócić na wysokich obrotach, znów walczyć z całej siły, nie na pół gwizdka... do zobaczenia 😘

czwartek, 8 listopada 2018

46. KochAna


Polecajka książkowa nr 1:
Tytuł: KochAna
Autor: Marta Motyl
Wydawnictwo: Czarna Owca (2012)
Stron: 208

Widzicie nazwisko autorki? To nie fejk. Sama na początku myślałam, że może pseudonim... ale nie. Pani nayzwa się Motyl. Czy mogło być więc inaczej? 

Jest wiele opinii o tej książce, że infantylna, że przerysowana, że zbyt dosłowna. A ja mam wrażenie, że bardzo dobrze oddaje stan umysłu w zaburzeniach odżywiania. Wiele jest przecież rzeczy i zjawisk, które mają nieproporcjonalne rozmiary lub znaczenie w tym przypadku. I taka właśnie abstrakcyjna i wyjaskrawiona, ale i prawdziwa jest dla mnie tak książka. Powiedziałabym nawet, że łatwo mi się z jej bohaterką identyfikować. 

"To kraina, w której Ana (anoreksja) i Mia (bulimia) roztaczają paranoiczny czar. Kolejne Alicje poddają się pod ich panowanie, by uzyskać wrażenie lekkości i przetestować siłę charakteru. Niedożywione ciała buntują się, ale one nie odpuszczają. Stają się adeptkami magii znikania. Odbyłam podobną wędrówkę."

 Magia znikania. Ja też znikam... i już mnie nie ma... Jak łatwo zgadnąć to cytat z tej właśnie książki zainspirował tytuł mojego bloga. 

Książka jest króciutka, ma tylko nieco ponad 200 stron, co sprawia, że czyta się ją szybko, ale intensywnie. Emocje i opisy są jak skondensowane, intensywne i dosadne. 

Polecam, książka ciekawa, myślę, że na samym początku drogi może motywować do wyjścia z tego bagna... choć na mnie było już za późno gdy wpadła mi w ręce. Ale i tak przeczytanie jej sprawiło mi dużo przyjemności. Tak po prostu.

U mnie okropna huśtawka nastrojów. Raz płaczę ze śmiechu, innym razem z bólu i bezradności. Wczoraj wieczorem wpadłam w szał, nie mogłam się uspokoić. Atak paniki, płacz, wrzask, drgawki, duszność... Potrwało 2 - 3 godziny zanim zdołałam się opanować. Na szczęście byłam wtedy sama. Nigdy nie chciałabym, żeby patrzyły na mnie dzieci w takim momencie. Nie wolno mi ich obciążać. 

W ogóle wiele moich emocji muszę ukrywać ze względu na dzieci. Nie chcę, żeby przejmowały moje lęki. To ja jestem dla nich podporą i tak musi pozostać. Ale czasem gdy zostaję sama budzą się demony i zezwalam sobie na wyrzucenie całego bólu, który jest we mnie. 

Bilans z wczoraj:
- kawa z mlekiem 3x - 60 kcal
160 g spahetti bolognese - 380 kcal 
- energy drink light - 10 kcal
Razem: 450 kcal

Nie tyję. Na całe szczęście! Po zwiększeniu bilansów waga stoi, jak stała. Chcę jeszcze około 2 tygodni utrzymać bilanse na podobnym poziomie, a później je obniżyć, żeby waga spadła. Żeby efekt zobaczyć na koniec listopada myślę, że ostatni tydzień zrobię około 150 - 200 kcal. Mam wtedy nadzieję na 60 kg na 1-ego grudnia. Mój nowy cel. 

sobota, 3 listopada 2018

45. Hello November


Witajcie w listopadzie. 

Bardzo, ale to bardzo zaskoczyłyście mnie komentarzami pod moim ostatnim postem! Tak strasznie miło jest przeczytać, że ktoś czeka na moje posty. Niby wiem, że ten blog, poza tym, że jest dla mnie kumpelą, której mogę wypłakać się w rękaw, nie obawiając się, że "poleci i wygada", jest również dialogiem między nami wszystkimi, ciocią dobrą radą, której można o wszystko zapytać gdy nadchodzą mnie wątpliwości. Ale jakoś nie wyobrażałam sobie, że ktokolwiek czeka na moje kolejne wpisy. Bardzo to miłe. Dziękuję. 

Zważyłam się w zeszłym tygodniu i choć właściwie nic nie schudłam, to również nie przytyłam. Nie jest źle, biorąc pod uwagę, że podwoiłam bilanse i teraz średnio zjadam 250 - 450 kcal dziennie.

Bilans z dziś:
- kawa z mlekiem - 2x - 40 kcal
- kubek rosołku domowego - 40 kcal
- dwa medaliony z polędwicy wieprzowej grillowane (malutkie) - 60 kcal
- sałata zielona - 20 kcal
- pół piwa pszenicznego bezalkoholowego - 50 kcal
Razem: 210 kcal

Nie byłam w ogóle głodna. Rosół jakoś przełknęłam, ale z tym drugim medalionem już się męczyłam. Mój żołądek ośmiolatki nie jest w końcu bez dna, prawda? 🤣

@Amy: tak, myślę od dłuższego czasu o wrzuceniu swoich fotek. Najpierw chciałam znaleźć dla porównania moje zdjęcia z czasów kiedy byłam wielorybem. Potem pomyślałam: to nie przejdzie bez opowiedzenia historii o sobie, o moich ED, o walce z nimi... a jest co opisywać, bo ta smutna historia jest już prawie pełnoletnia... 😔 postanowiłam więc, że kolejność będzie taka: krótko opiszę swoją historię, przeplatając ją swoimi starymi zdjęciami, chronologicznie dochodząc do teraźniejszości. Postaram się to zrobić do końca tego roku. Chciałabym jednak zauważyć, że wszystkie zdjęcia i obrazy na moim blogu są wykonane przeze mnie osobiście. Albo są to moje rysunki np. jak w październikowych postach obrazki inktoberowe, albo zdjęcia z mojego otoczenia, rzeczy, które mnie zajmują lub w jakikolwiek sposób charakteryzują mój dzień. Możesz więc być pewna, jeśli na zdjęciu pojawi się jakaś osoba z pewnością będę to ja 😄

@Ariela: ja też nie mam czasu na czytanie. Teraz odbywa się to kosztem snu. Od kilku tygodni śpię fatalnie, niespokojnie, często się budzę, mam koszmary. W rezultacie budzę się w środku nocy na "kilka rozdziałów". Jestem jeszcze bardziej niewyspana niż wcześniej, ale i szczęśliwsza, bo książki to taki czas tylko dla mnie. Na rozrywkę, na rozwój, na ucieczkę od problemów. W grudniu zaczną się przygotowania do świąt, więc wtedy już napewno nie znajdę czasu nawet i na książki. W związku z tym...

Ogłaszam...
 Listopad na moim blogu miesiącem czytania! 
Tym samym ustanawiam wyzwanie listopadowe dla siebie: jeden post = jedna książka. Postaram się ją krótko zrecenzować, omówić moje wrażenia. Stawiam na literaturę specjalistyczną i beletrystykę dotykającą problemów natury ED. Kiedyś przyjdzie jeszcze czas, żeby Was, zwłaszcza Wy - całkiem młode Motylki - ponamawiać na dobrą literaturę. Teraz chcę polecić (lub odradzić) książki o naszym problemie. 

Śpijcie spokojnie 🤗