poniedziałek, 29 października 2018

44. Co będzie?


Zaczynam się martwić, co będzie z moją dietą. A zaczęło się tak. Ostatnio miałam trudny czas. Do tego stopnia trudny, że w końcu miarka się przebrała. Zaczęłam wszystko olewać. Moje stresy, zmartwienia. Dietę niestety też. Może nie miałam napadu, ale zaczęłam w miarę normalnie jeść. Mam potem bóle brzucha, ale już nie jest mi tak strasznie niedobrze. Nie wymiotuję. Przykład z dziś:

Bilans: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- 150 g makaronu z chińskimi warzywami - 230 kcal
- 6 prażynek - 80 kcal
- jabłko - 50 kcal
 - pomidor - 30 kcal
Razem: 430 kcal

Niby nie jakoś strasznie dużo, ale to ponad dwa razy więcej niż przeciętnie w zeszłym miesiącu. Aż boję się stanąć na wadze. Paraliżuje mnie wprost strach, że zobaczę tam 2 kg więcej, a zobaczę napewno bo a) jem i b) jestem tuż przed okresem. Waga stoi w kącie i łypie na mnie swoim elektronicznym okiem. 

Dużo czytam ostatnio. Duuużo. Książkę dziennie, w weekendy nawet 3 przez dwa dni. Pochłaniam książki jak lekarstwo na strach. Różne, zwykle o cierpieniu, o końcu, o mijaniu. Wybieram takie celowo, a nawet jak nie wybieram, to w trakcie czytania okazuje się, że to znowu ten przedział tematyczny. Albo to ja się doszukuję takiego przekazu. Sama nie wiem. 

Zrobiło się strasznie zimno. Wydrążyłam już dynię i dziś w ramach wyjątku zamiast inktoberowego rysunku wrzucam Wam tutaj mojego halloweenowego potwora. Trochę na pocieszenie, bo jesień mnie dopadła i trzyma w swoich lodowatych dłoniach. I już nie puści pewnie.

Dziś pierwszy raz zaczęły grzać kaloryfery. Tak bardzo na to czekałam. Zmarźluch ze mnie straszny. 

Tak mi jakoś szar o i źle. Ale przynajmniej już nie tak zimno żeberko przy żeberku... 

środa, 24 października 2018

43. Gastroskopia

Czarny i czerwony brushpen na papierze ksero.

Moje problemy z jedzeniem ciągną się już od dłuższego czasu. Moja lekarka już dawno temu skierowała mnie na gastroskopię, ale terminy były długie, a mnie nie bardzo się do tego spieszyło, więc byłam tam dopiero dzisiaj. Właściwie byłam niechętna, bo ja wiem co mi jest. Stres, zmartwienia... to wszystko u mnie ma swój początek w głowie. Jestem o tym przekonana. Ale dziś było to bardzo ciekawe doświadczenie.

Samo badanie nie należy może do najprzyjemniejszych, ale po znieczuleniu i zastrzyku z głupiego Jasia było mi totalnie wsio rawno. Pan doktor słodki jak miód i przystojny jak diabli... aż mi się duszno zrobiło 🤣 oczywiście jestem przykładem zdrowia. Swoją drogą interesujące pooglądać siebie od środka... ale najlepsze z tego wszystkiego... lekarz patrzy na mnie podejrzliwie, łypie okiem, milczy. Pytam o co chodzi, a on: hm... 
- Nie je pani zbyt wiele, prawda?
- Skąd ten wniosek? Przecież i tak nie wolno mi było nic zjeść ani wypić przed badaniem?
- Pani ma wyjątkowo mały żołądek. Niespotykanie mały! Jak u ośmioletniego dziecka!

No to mi pan doktor wygarnął! Nawet nie wie jakim mi tym komplement sprawił 😁

Bilans z dziś: 
- kawa z mlekiem - 20 kcal
- 10 tortellini - 100 kcal
Razem: 120 kcal

W związku z badaniem nie byłam dzisiaj w pracy. Zrobiłam zakupy, wyspałam sie jak smok i ufarbowałam włosy. Zrobiło się zimno i marznę okropnie. Jutro biorę do pracy dodatkowy kardigan do zarzucenia na siebie, bo trzęsę się jak osika... 

Pędzę do wyrka na kolejną dawkę błogiego snu... bosz, jak ja dawno nie miałam okazji tak się wyspać jak dziś... 😊

P.S. Któraś z Was pytała: jak nie w Polsce to gdzie? Mieszkam w Niemczech. I nie, nie tęsknię. Tu mi lepiej niż w Polsce. Życie nauczyło mnie odkładać sentymenty na bok. Tu żyje mi się o wiele lepiej niż tam. W Polsce spotkało mnie wiele trudności nie do przeskoczenia. Tu mogę się realizować. Jestem doceniana. Tu mi lepiej zdecydowanie. Jeśli chcecie mogę kiedyś trochę bliżej o tym opowiedzieć.

Dobranoc Motyle 😘

poniedziałek, 22 października 2018

42. Znowu wolne wieczory, nareszcie!


 Czarny i pomarańczowy flamaster na papierze w kropki Filofax. Strona tytułowa października z dynią, którą obiecałam Adze (Aga, gdzie jesteś? Okropnie się martwię😘)

Tak się cieszę, że znowu mogę tutaj pisać, że nikt mi przez ramię nie zagląda, nie węszy. Znów jestem wieczorami sama i znów mogę się z Wami podzielić moim dniem. 

Ten tydzień ostatni nieco unormował moje jedzenie. Ani nie schudłam, ani nie przytyłam, co uważam za sukces bo z bilansów po 100-200 kcal przeszłam na takie 300-400. Trochę z chęci podreparowania mojego dramatycznego metabolizmu, trochę z przymusu, bo jak już pisałam nie byłam sama i nie mogłam poprostu nic nie zjeść. Wzbudziłoby to podejrzenia, domysły... a po co mi to. 

Mimo podwojenia bilansów waga trzyma się na poziomie 63,8 kg. Zbliżam się do granicy, ktoŕej przed kilkoma laty nie mogłam przekroczyć przez pół roku... zobaczymy jak będzie tym razem. 

Nastrój nijaki. Bywało dramatycznie w tym tygodniu  bywało też znośnie. Miałam baaardzo dużo pracy w pracy i jeszcze więcej w domu. Ale nie dałam się! Jestem. Zaczęłam nowy tydzień, słońce świeci jak nieprzytomne. Drzewa złocą się i czerwienią nieprzyzwoicie pięknie. Taka złota polska jesień, choć nie w Polsce, lecz hen, hen... 

Bilans z dziś: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- kęs urodzinowej babki czekoladowej - o grozo! - 200 kcal
- gotowane mięso z piersi kurczaka - 100 kcal
Razem: 340 kcal

Założenia dietowe na ten tydzień nie są żadne konkretne. Chcę utrzymać poziom 300- 400 kcal. Mam nadzieję, że mój metabolizm w końcu coś zajarzy. Że halo, tu jestem! Stoję na wadze, tupię, i chcę mniej już!

Witajcie spowrotem 😊😘

czwartek, 18 października 2018

41. Już się tłumaczę

Witajcie. Przychodzę na chwilę, żeby wytłumaczyć moją nieobecność tutaj. Mój facet ma teraz dzienną zmianę, co zdarza się bardzo rzadko, ale wtedy jest w domu wieczorami, a to jedyny moment kiedy mogłabym napisać posta. Nie chcę, żeby widział, że coś piszę, czy w ogóle dowiedział się o blogu, więc w ogóle nie siadam do komputera. Was odwiedzam i komentuję regularnie w ciągu dnia z telefonu, ale na swój wpis aktualnie nie mam warunków ani czasu. Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu wszystko wróci do normy, znów będę miała wieczory dla siebie. Wtedy obiecuję, że wpisy będą pojawiać sie znowu regularnie. Pozdrawiam Was wszystkie 😊

poniedziałek, 15 października 2018

40. Zaczytana


Czarny brushpen Faber Castell na papierze ksero. 

Uciekam w książki. Od swoich własnych myśli i problemów. Żyję w nich na nowo, inaczej, lepiej... Marzę o innym życiu dla siebie, o lepszej mnie. Albo przeżywam problemy innych i sama się pocieszam, że mogło być jeszcze gorzej. 

Bilans z soboty:
- jajko na miękko - 90 kcal
- kawa z mlekiem 3x - 60 kcal
- jogurt naturalny - 80 kcal
Razem: 230 kcal

Bilans z niedzieli: 
- 3 łyżki szpinaku - 80 kcal
- kawa z mlekiem - 20 kcal
- ciastko z miodem bez cukru wypieku mojej sąsiadki - ok. 50 kcal
Razem: ok. 150 kcal

Bilans dzisiejszy: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- ciastko sąsiadki - ok. 50 kcal
Razem: 90 kcal

Bardzo trudny tydzień w pracy przede mną. Jestem sama z koleżanką, a musimy ogarnąć obowiązki 5 osób (2 chore, a 1 na urlopie). Robię po 10-11 godzin dziennie. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: nie mam czasu na myślenie o jedzeniu, a poza tym jak nazbieram nadgodzin, to wezmę za to pewnie ze dwa dni wolnego dodatkowo do urlopu. Cały urlop na ten rok już rozplanowany, więc takie dodatkowe dwa dni będą miłym odpoczynkiem... albo deską ratunkową, jak nie będę już miała siły na nic... 

Jestem spokojniejsza. Staram się nie rozstrząsać spraw. Pozostawiam je swojemu biegowi. 

Teraz idę do pachnącej olejkiem i pełnej piany wanny. Zrobię peeling i maseczkę. Potem nałożę balsam . Zadbam o skórę, co jest bardzo ważne przy spadku wagi, żeby nie obwisła jak u starej babci. Ma być jędrna, miękka, sprężysta na moim nowym, chudym ciele! Poleżę i odpocznę. Nie dam się zwariować. 

sobota, 13 października 2018

39. Zmierzyłam się!


Rysunek piórkiem czarnym tuszem na pastelowo-różowym papierze. 

Zmierzyłam się, bo zauważyłam, że bardzo wiele moich ubrań zaczyna być na mnie zdecydowanie za duża. Oto wyniki:
Szyja - 32
Biust - 93
Pod biustem- 76
Talia - 70
Biodra - 96
Udo w najgrubszym miejscu - 53
Łydka w najgrubszym miejscu - 37
Ramię w najgrubszym miejscu - 28

Ostatnio mierzyłam bardzo dawno, więc nie mam porównania ile gdzie ubyło, ale teraz będę robić to regularnie mniej więcej co miesiąc. Chcę widzieć jak obwody spadają! Może nawet bardziej niż kilogramy... 

I teraz prośba do Was: przeszukiwałam Wasze blogi w poszukiwaniu Waszych wymiarów, ale nie mogę znaleźć tych konkretnych postów zwłaszcza, że nie mogę się logować z komputera, bo nie chcę, żeby zostały tam jakiekolwiek ślady konta, zdjęcia itp. Proszę wklejcie mi w komentarzach linki do postów z Waszymi wymiarami. Chodzi mi o porównanie wagi z obwodami i ogólnych proporcji. Nie wiem co mam o nich myśleć. Jestem w miarę zadowolona z mojej talii, biustu i pod biustem (generalnie duże piersi mi się w ogóle nie podobają ani u siebie - kiedyś były dużo większe - ani u innych), natomiast dobijają mnie biodra, uda i łydki. Nienawidzę swoich łydek. 

Dzisiejszy bilans: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- łyżka bigosu - 60 kcal
- pół banana - 60 kcal
Razem: 160 kcal

Dziś było tak pieknie, słonecznie. A ja mimo całego mojego smutku dostrzegam też swoje silne strony, widzę swoją siłę, która pozwoli mi to wszystko przetrwać, choć tak cholernie boli... 

środa, 10 października 2018

38. Empty inside


Brushpen Faber Castell czarny i niebieski na papierze ecrú. 

Dzień zupełnie inny od wczorajszego. Nie powiedziałabym, że lepszy. Inny. Czuję się wyzuta z emocji, pusta w środku. Napięcie odrobinę opadło, co nie znaczy, że nadzieja wróciła, ale czuję się bardziej wyciszona, zrezygnowana. Mimo to łatwo się denerwuję, wpadam w panikę z byle powodu, duszno mi. Nie mogę złapać powietrza. Jestem osaczona przez moje własne myśli. 

Bilans:
- kawa z mlekiem - 2x - 40 kcal
- banan - 100 kcal
Razem: 140 kcal

W pracy mnóstwo czekolady, cukierków, żelków... wdzięczny klient przyniósł dla całego wydziału i zostawił w kuchni. Pierwszy raz nie kusiła mnie czekolada. Nie tknęłam i to nie za sprawą wyrzeczenia czy silnej woli, lecz przerażenia. Boję się być gruba, bo moje dążenie do szczupłej sylwetki to ostatnia kropla szacunku do samej siebie, jaka mi pozostała. 

wtorek, 9 października 2018

37. Nie płacz, wszystko będzie dobrze...


Rysunek piórkiem, fioletowym atramentem na papierze ecru. 

Kolejny dzień pełen stresu, nerwów i łez. Tych w samotności i tych jawnych z bezradności, w wybuchu niemocy. 
Nie zjadłam nic, bo nie byłam w stanie. Ugotowałam za to gulasz dla rodziny. Skroiłam trzy duże cebule. Żebym mogła powiedzieć: "Nie, nic, to od cebuli przecież..."

Bilans: 
- kawa z mlekiem 3 razy - 60 kcal

Wszystko mnie boli. Mój stan psychiczny odbija się na organizmie... moje ciało mówi: odpocznij, nie dasz tak rady dłużej... ale ja biegnę. Daję z siebie wszystko. Nawet tym, którzy na to nie zasłużyli. Chcę wiedzieć, że zrobiłam wszystko co się dało, że wykorzystałam swoją siłę do ostatniej pestki, do ostatniej łzy. 

Dobrze, że jesteście. Nikt mnie nie słyszy poza Wami. Albo nie słucha, albo słucha ale nie rozumie... a ci którzy mogliby zrozumieć są mi zbyt drodzy by robić im takie zmartwienie. Dobrze, że jesteście.

poniedziałek, 8 października 2018

36. Krótkie, dobre momenty


  
Weekend upłynął mi bardzo aktywnie. Sprzątanie, porządki, dokończyłam sortowanie ubrań, butów... w sobotę kupiłam rower! A w niedzielę ruszyliśmy go wypróbować. Baaardzo dawno nie jeździłam. Sprawiło mi to wiele przyjemności. Wiatr we włosach, słońce, a wszędzie pełne pola dyń! 


Było tak pięknie! Tak mało mam ostatnio takiej czystej radości. 

Bilans sobotni: 280 kcal
Niedzielny: 230 kcal

Poniedziałek już nie był taki różowy. Wróciła rzeczywistość z całym impetem i przypomniała mi jak to naprawdę jest. 

Bilans z dziś: 
- kawa z mlekiem 3x - 60 kcal
- orzeszki solone - 70 kcal
- 2 jogurty greckie - zwymiotowałam - mimo wszystko liczę ok. 30 kcal
- sok mandarynkowy - 70 kcal
Razem: 230 kcal

Jestem tu. Funkcjonuję. Pracuję. Robię wszystko w domu. Nie znaczy to jednak że żyję. Nawet jeśli są krótkie, dobre momenty... 

piątek, 5 października 2018

35. Liście pełne słońca

Rysunek piórem, atrament zielony w trakcie rysowania zastąpiony pomarańczowym, dzięki czemu ciekawy efekt przejścia kolorystycznego. Biały papier ksero. 

Taki piękny, jesienny dzień! Słońce grzeje prawie jak latem 😊 Dziś skończyłam wcześniej pracę, jak zwykle w piątki, przebrałam się wygodnie i ruszyłyśmy na jesienny spacer. Najbardziej lubię gdy jesienne słońce prześwieca przez kolorowe liście. To cudowna dawka energii 🍂☀️🍁

Bilans z dziś: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- cukierek kawowy Kopiko - 24 kcal
- pół jabłka - 25 kcal
Razem: 89 kcal

To prawda, że kręci mi się czasem w głowie i jestem wieczorami dość wcześnie zmęczona przez te moje niskie bilanse, ale to nie tak że mam taką silną wolę i utrzymuję dietę. Ja poprostu teraz nie mogę więcej jeść. Nie dałabym rady. Uwierzcie to pół jabłka jadłam dzisiaj na siłę, przez rozsądek. Jestem kłębkiem nerwów od jakiegoś czasu i ciągle mi niedobrze. 

Ale dziś jestem trochę spokojniejsza, zaczął się weekend, jest piękna pogoda i mojego nie ma w domu. Pozwalam sobie na drobne przyjemności w ciszy na spacerze, przy śpiewie ptaków, a wieczorem zafunduję sobie gorącą kąpiel z bąbelkami. Pomaluję paznokcie i poczytam. Zapomnę na chwilę o tym co mnie gnębi. 

U Agi wspominałam już, że będę się rozglądać za filmami na tematy Ano - podobne, ale nie tylko. Mam zamiar zrobić u siebie takie filmowe polecajki. Liczę na to, że będziecie aktywnie podpowiadać i uzupełniać moją listę.

Pozdrawiam Was słonecznie wszystkie jesienne Motyle 🌞🦋

czwartek, 4 października 2018

34. Przeziębienie i góra kartonów


W końcu dopadło i mnie. Nie mam na szczęście gorączki, ale kręci mi się w głowie, boli mnie głowa i brzuch. I ciągle mi niedobrze. Nawet jak nic nie zjadłam. Mimo to zmobilizowałam się wczoraj do przekopania piwnicy i przegrzebania wszystkich kartonów z zimowymi ciuchami, spakowania typowo letnich rzeczy. Na następny raz zostanie mi to samo zrobić z butami, ale tych nie jest aż tak dużo i wyniesienie wszystkiego spowrotem do piwnicy. Dziś chyba już nie dam rady, bo ciągle źle się czuję, a musiałam iść do pracy, więc teraz tylko zrobię sobie gorącej herbaty z malinami i wskoczę pod koc. Świat się chyba nie zawali jak kartonowa góra postoi jeszcze jeden dzień w przedpokoju... najwysej sama góra może się zawalić... ale zastawy po prababci w tych kartonach nie ma tylko ciuchy... 

Bilans z wczoraj: 
- kawa z mlekiem - 20 kcal
-  kubek rosołu - 30 kcal
2 sucharki - 40 kcal
Razem: 90 kcal

Bilans z dziś:
- 2x kawa z mlekiem - 40 kcal
- rosołek z proszku - 12 kcal
- herbata z malinami - ok. 30 kcal
Razem: ok. 82 kcal


wtorek, 2 października 2018

33. Deszczowo

Dziś symbolicznie, bo parasola ze sobą nawet nie miałam. Jak wychodziłam rano z domu było jeszcze ładnie, a popołudniu zmokłam. 

Jasnożółty papier ksero, czarny brushpen Faber Castell. 

Bilans: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- 4 biszkopty - 80 kcal
- spaghetti carbonara - 1 widelec - 50 kcal?
Razem: ok. 170 kcal

Przedziurkowałam dziś kolejny pasek, ale zastanawiam się nad rzadszym ważeniem, bo moje myślenie o wadze zakrawa powoli na lekką obsesję. Może co dwa tygodnie byłoby w sam raz. 

Jutro u nas święto, więc mam dzień wolnego. Trochę dziwnie, że w samym środku tygodnia, a urlopu nie starczyło mi na przedłużenie weekendu. Ale to nic. Zaplanowałam wyprawę do piwnicy po kartony z zimowymi ciuchami i będę wyciągać wszystko co ciepłe, a letnie chować do kartonów i znów do piwnicy. Zawsze dwa razy do roku robie taką wymianę sezonów. Jest tego całkiem sporo (nie tylko moje) więc czeka mnie pracowity dzień mimo wolnego. 

P.S. dziękuję za wszystkie komplementy dotyczące rysunku. To nic nadzwyczajnego zwłaszcza, że nie mam na to dużo czasu, a założenie jest takie, żeby stworzyć coś na szybko co będzie obrazować mój dzień, ale staram się by były w jakimś stopniu estetyczne, więc miło to słyszeć 😊

poniedziałek, 1 października 2018

32. Październik czas zacząć

Dzień upłynął mi na bardzo intensywnej pracy w zasadzie do samego wieczora. Dziś pierwszy rysunek z mojej własnej wersji październikowego wyzwania Inktober. Zwykła kartka ze szkicownika, czarny brushpen Faber Castell .

Bilans:
- kawa z mlekiem - 20 kcal
- kubek rosołku - 12 kcal
- wafel ryżowy - 24 kcal
- jabłko - 49 kcal
Razem: 105 kcal

Jestem sama, mój w pracy nareszcie. Jest spokojnie, choć mam sporo do zrobienia w domu. 

Kupiłam dziś duuuużo podgrzewaczy zapachowych. 5 zestawów po 27 sztuk. Jesień idzie z jej wszystkimi urokami. 

U Was bardzo dużo się teraz dzieje. U mnie mniej. Czasy szkolne i studenckie mam dawno za sobą, ale bardzo Wam kibicuję 😊