niedziela, 23 grudnia 2018

51. Merry Christmas! Frohe Weihnachten! Feliz Navidad! Wesołych Świąt!


Jakoś przetrwałam tę firmową Wigilię. Nie powiem że było dietetycznie, bo nie było! Chciałam wszystkiego po troszeczku spróbować, bo to magia na talerzu... 😊 ale ilościowo było ok. Najadłam się, ale nie nażarłam, a to już pewien sukces. 

W ogóle muszę przyznać, że ostatnio tak jestem pochłonięta ogromem spraw związanych między innymi z przygotowaniami do Świąt, że prawie nie myślę o kilogramach, odchudzaniu, diecie itd. We dnie chodzę normalnie do pracy, a nocami piekę, gotuję, sprzątam, przygotowuję prezenty... chcę przygotować te Święta perfekcyjnie dla mojej Rodziny. Mam nadzieję, że to docenią. 

Kochane! Kochani!

Chciałabym Wam życzyć wspaniałych, rodzinnych Śwìąt Bożego Narodzenia. Bez stresu i złych myśli. Bez kłótni i pretensji. Takich prawdziwie ciepłych i przytulnych z tymi wszystkimi zapachami i smakami, które wracają potem po latach. Bez wyrzutów sumienia i bez natrętnych myśli tylko o jedzeniu. Życzę Wam, byście mogli/ mogły cieszyć się Świętami takimi jakie są i czerpać z nich to co najlepsze. Wiem doskonale, że to trudne, ale warto. To są chwile, które zostaną z nami na kolejne lata. Sprawmy, by było warto wracać wspomnieniami do Bożego Narodzenia 2018.

Od nowego roku chcę ustabilizować swoją dietę. Żadnych głodówek, żadnych napadów. Regularna, zdrowa dieta. Siłownia. Latem rower i pływanie. Dużo warzyw i owoców. Żadnych produktów wysokoprzetworzonych. Żadnego katowania się limitami 200-300 kalorii. Resztę planów poznacie na początku stycznia.

Bawcie się dobrze w Noc Sylwestrową, wkroczcie w Nowy Rok z nowymi ZDROWYMI postanowieniami. Rozwijajcie się, odnieście sukces! ŻYJCIE w pełnym tego słowa znaczeniu. 

środa, 12 grudnia 2018

50. Jutro firmowa Wigilia... 😱

 Witajcie.

Mam zmartwienie. No może jeszcze nie zmartwienie, lecz obawę. Jutro mamy firmową Wigilię. Wynajęta cała restauracja w pięknej lokalizacji, świątecznie ustrojone sale, około 200 osób. Płonące drwa w kominkach, grzane wino i... tony przepysznego jedzenia. W zeszłym roku była pieczona kaczka w sosie pomarańczowym z regionalnymi knedlami, medaliony z polędwicy, zupa dyniowa na ostro, a na deser pieczone jabłka z lodami waniliowymi własnej roboty i sosem malinowym. Chyba umrę. Umrę jak zjem i umrę jak nie zjem. Plan jest taki, żeby najeść się na początku sałatkami, których jest ogromny wybór, żeby już tych pyszności nie zmieścić za dużo. Zwłaszcza, że uwaga: idę w sukience, co zdarza mi się nieczęsto. Sukienka jest czarna, trochę przed kolano, z dużym dekoltem, ale pod spód zakładam czarną koszulkę na ramiączkach wykończoną koronką, bo nie chcę świecić przy kolegach z pracy cyckami na prawo i lewo. Nie ten klimat. Cały hit jest jednak z tyłu, bo dekolt na plecach jest prawie do pasa. Nooo będzie się działo. Trzymajcie kciuki za moją silną wolę... 

piątek, 7 grudnia 2018

49. " ...jak zielone są twe liście..."



Już jest. Stoi ustrojona, nieśmiało błyszczy z kąta w dużym pokoju. Połyskuje brokatem, kolorowymi bombkami i łańcuchami. Nuci cichutko kolędy i pastorałki. Te tutejsze i te polskie też. Dbam o to, żeby dzieci nie zapomniały polskich tradycji. W listopadzie śpiewaliśmy polskie pieśni patriotyczne, teraz przyszła kolej na kolędy. Nie każę uczyć się im na pamięć, ale chcę, żeby kojarzyły. Żeby znały historię. Żeby pamiętały, że są tu gdzie dziś są również dzięki pokoleniom, które o to walczyły. 

Czuję się już dużo lepiej. Gorączki już nie mam. Kaszlę jeszcze. Właściwie to szczekam 🤣 ale daję radę. Paradoksalnie dzięki tej chorobie mieszkanie mam już ogarnięte na święta. Posprzątane, udekorowane. Dziś zawieszamy jeszcze lampki na oknach i pakujemy prezenty. W weekend pieczemy pierniczki, wtedy cały dom pachnie i krzyczy: to już, idą święta, są tuż tuż... zwykle jem jednego, góra dwa. Po całym dniu spędzonym na pieczeniu, wycinaniu i ozdabianiu najadam się już samym zapachem i nie mam ochoty jeść ich dużo. Tym zajmą się inni 😄

Nadal nie mam apetytu, ale jem. Niewiele, ale zdrowo. Mam dobry rosół z kurczakiem i wołowiną. Nabieram sił. Muszę. W poniedziałek znów do pracy. Jeszcze dwa tygodnie. Między świętami a Sylwestrem dostałam urlop. Tak się cieszę! Będę mogła w pełni wykorzystać ten cudowny czas. 

Bilans wczorajszy: 
- 3 herbaty czarne z miodem i malinami, 
- miseczka rosołu z mięsem
- 2 mandarynki

Podczas choroby połykałam książki po 2-3 dziennie. Dziś skończyłam Na zachodzie bez zmian Remarque'a i zaczęłam Buszującego w zbożu Salingera... nadganiam klasykę. To mi przypomina, że opuściłam bloga w momencie, gdy dopiero co zaczęłam opisywać książki o tematyce ED. Nie porzuciłam jednak tego zamiaru. Będę od czasu do czasu wrzucać jakąś książkową polecajkę, nie będzie to jednak w ramach  wyzwania listopadowego tylko ot tak. 

Dziś myślałam nad tym co znaczy dla mnie dom. Dom to właśnie święta, tam gdzie pachnie wypiekami, gdzie jest przytulnie i gdzie wraca się z ulgą ze świata. Nieważne czy po pracy, szkole, czy po wielu miesiącach nieobecności. Dom pachnie mamą, tam słychać jej głos i odgłosy krzątania się w kuchni. Nie zawsze wygląda tam jak z katalogu meblowego, ale jest tam życie. Jest czysto i pachnąco. Dla Was oczywiście dom może znaczyć coś innego. Dla mnie jest właśnie taki. I mam świadomość tego, że to właśnie ja go tworzę dla mojej rodziny. Dla moich dzieci. By miały wzór dla swoich przyszłych domów, by mogły zanieść to wspomnienie w wielki świat i wracać tu kiedyś po cząstkę dzieciństwa. 

środa, 5 grudnia 2018

48. Wracam powolutku, po cichutku


Witam Was moje Drogie po długiej przerwie mikołajkowym zapachem mandarynek. Tak bardzo kojarzy mi się on z dzieciństwem i mikołajkowymi paczkami, że już od paru lat zrezygnowałam ze słodyczy dla dzieciaków na mikołajki. Właśnie skończyłam pakować upominki na pojutrze. Będą mandarynki - duuuużo! każdy dostanie ok. kilograma 😋, orzechy włoskie i fistaszki, jabłka i suszone różności: rodzynki, morele, banany...

Nie, nie to nie tak, że zabraniam dzieciom jeść słodyczy. Mają piękne kalendarze adwentowe z dobrej jakości czekoladką na każdy dzień oczekiwania na Wigilię, ale chcę również pokazać im alternatywę, inne łakocie, które są mniej kaloryczne lub nawet tak samo kaloryczne, ale o wiele zdrowsze. 

Długo mnie nie było, ale jak już wspominałam, potrzebowałam tego. Teraz mam więcej czasu. Przeziębiłam się i to tak na serio. Kilka dni trzymała mnie ponad 40-stopniowa gorączka. Teraz czuję się już znacznie lepiej, ale jestem jeszcze bardzo słaba. Kręci mi się w głowie i nie mogę ustać zbyt długo na nogach. 

Nie mam apetytu. Na samą myśl o jedzeniu mnie odrzuca, ale sama dobrze wiem, że by odzyskać siły muszę jeść. Nie trzymam żadnej diety. Nie jem słodyczy. Jem bardzo małe porcje. Np dziś: 

- ok. 10 łyżek stołowych makaronu z sosem 
- kanapka z jajkiem
- 5 kubków herbaty z miodem i cytryna

Mam zamiar zważyć się w weekend.

Zaczął się grudzień. Magiczny czas. Pakuję prezenty, wysyłam kartki z życzeniami... jutro lub pojutrze będziemy ubierać choinkę... wszystko Wam pokażę... tymczasem dobranoc 😘

poniedziałek, 19 listopada 2018

47. Zniknęłam

Zniknęłam na prawie dwa tygodnie. Przyznaję się bez bicia: nie było mnie przez ten czas ani tutaj, ani u Was. Nie zaglądałam, nie czytałam. Nie potrzebowałam i już. Miałam na głowie bardzo dużo pracy w pracy i pracy w domu. Stresu z tym związanego jeszcze więcej. Musiałam ogarnąć nowe obowiązki, a to zajmowało i mój czas, i moje myśli. O diecie też nie myślałam. Tzn myślałam, ale zawiesiłam na kołku w przedpokoju jak odwiesza się płaszcz po przyjściu do domu. Z zamiarem użycia ponownie, ale nie teraz. Nie zważyłam się przez ten czas ani razu, jadłam normalnie. Tzn dla mnie normalnie. Jedsn posiłek dziennie, w weekendy dwa. Szacuję ok. 700 do 1200 kcal dziennie, ale nie liczyłam.

Teraz zaczynam o Was myśleć, tęsknić za uczuciem pustki w żołądku i bać się stanąć na wadze. Ale to dobrze. Wrócę już niedługo. Tymczasem wybaczcie mi moją nieobecność i poczekajcie jeszcze trochę. Nie chcę przychodzić bez potrzeby i motywacji. Chcę wrócić na wysokich obrotach, znów walczyć z całej siły, nie na pół gwizdka... do zobaczenia 😘

czwartek, 8 listopada 2018

46. KochAna


Polecajka książkowa nr 1:
Tytuł: KochAna
Autor: Marta Motyl
Wydawnictwo: Czarna Owca (2012)
Stron: 208

Widzicie nazwisko autorki? To nie fejk. Sama na początku myślałam, że może pseudonim... ale nie. Pani nayzwa się Motyl. Czy mogło być więc inaczej? 

Jest wiele opinii o tej książce, że infantylna, że przerysowana, że zbyt dosłowna. A ja mam wrażenie, że bardzo dobrze oddaje stan umysłu w zaburzeniach odżywiania. Wiele jest przecież rzeczy i zjawisk, które mają nieproporcjonalne rozmiary lub znaczenie w tym przypadku. I taka właśnie abstrakcyjna i wyjaskrawiona, ale i prawdziwa jest dla mnie tak książka. Powiedziałabym nawet, że łatwo mi się z jej bohaterką identyfikować. 

"To kraina, w której Ana (anoreksja) i Mia (bulimia) roztaczają paranoiczny czar. Kolejne Alicje poddają się pod ich panowanie, by uzyskać wrażenie lekkości i przetestować siłę charakteru. Niedożywione ciała buntują się, ale one nie odpuszczają. Stają się adeptkami magii znikania. Odbyłam podobną wędrówkę."

 Magia znikania. Ja też znikam... i już mnie nie ma... Jak łatwo zgadnąć to cytat z tej właśnie książki zainspirował tytuł mojego bloga. 

Książka jest króciutka, ma tylko nieco ponad 200 stron, co sprawia, że czyta się ją szybko, ale intensywnie. Emocje i opisy są jak skondensowane, intensywne i dosadne. 

Polecam, książka ciekawa, myślę, że na samym początku drogi może motywować do wyjścia z tego bagna... choć na mnie było już za późno gdy wpadła mi w ręce. Ale i tak przeczytanie jej sprawiło mi dużo przyjemności. Tak po prostu.

U mnie okropna huśtawka nastrojów. Raz płaczę ze śmiechu, innym razem z bólu i bezradności. Wczoraj wieczorem wpadłam w szał, nie mogłam się uspokoić. Atak paniki, płacz, wrzask, drgawki, duszność... Potrwało 2 - 3 godziny zanim zdołałam się opanować. Na szczęście byłam wtedy sama. Nigdy nie chciałabym, żeby patrzyły na mnie dzieci w takim momencie. Nie wolno mi ich obciążać. 

W ogóle wiele moich emocji muszę ukrywać ze względu na dzieci. Nie chcę, żeby przejmowały moje lęki. To ja jestem dla nich podporą i tak musi pozostać. Ale czasem gdy zostaję sama budzą się demony i zezwalam sobie na wyrzucenie całego bólu, który jest we mnie. 

Bilans z wczoraj:
- kawa z mlekiem 3x - 60 kcal
160 g spahetti bolognese - 380 kcal 
- energy drink light - 10 kcal
Razem: 450 kcal

Nie tyję. Na całe szczęście! Po zwiększeniu bilansów waga stoi, jak stała. Chcę jeszcze około 2 tygodni utrzymać bilanse na podobnym poziomie, a później je obniżyć, żeby waga spadła. Żeby efekt zobaczyć na koniec listopada myślę, że ostatni tydzień zrobię około 150 - 200 kcal. Mam wtedy nadzieję na 60 kg na 1-ego grudnia. Mój nowy cel. 

sobota, 3 listopada 2018

45. Hello November


Witajcie w listopadzie. 

Bardzo, ale to bardzo zaskoczyłyście mnie komentarzami pod moim ostatnim postem! Tak strasznie miło jest przeczytać, że ktoś czeka na moje posty. Niby wiem, że ten blog, poza tym, że jest dla mnie kumpelą, której mogę wypłakać się w rękaw, nie obawiając się, że "poleci i wygada", jest również dialogiem między nami wszystkimi, ciocią dobrą radą, której można o wszystko zapytać gdy nadchodzą mnie wątpliwości. Ale jakoś nie wyobrażałam sobie, że ktokolwiek czeka na moje kolejne wpisy. Bardzo to miłe. Dziękuję. 

Zważyłam się w zeszłym tygodniu i choć właściwie nic nie schudłam, to również nie przytyłam. Nie jest źle, biorąc pod uwagę, że podwoiłam bilanse i teraz średnio zjadam 250 - 450 kcal dziennie.

Bilans z dziś:
- kawa z mlekiem - 2x - 40 kcal
- kubek rosołku domowego - 40 kcal
- dwa medaliony z polędwicy wieprzowej grillowane (malutkie) - 60 kcal
- sałata zielona - 20 kcal
- pół piwa pszenicznego bezalkoholowego - 50 kcal
Razem: 210 kcal

Nie byłam w ogóle głodna. Rosół jakoś przełknęłam, ale z tym drugim medalionem już się męczyłam. Mój żołądek ośmiolatki nie jest w końcu bez dna, prawda? 🤣

@Amy: tak, myślę od dłuższego czasu o wrzuceniu swoich fotek. Najpierw chciałam znaleźć dla porównania moje zdjęcia z czasów kiedy byłam wielorybem. Potem pomyślałam: to nie przejdzie bez opowiedzenia historii o sobie, o moich ED, o walce z nimi... a jest co opisywać, bo ta smutna historia jest już prawie pełnoletnia... 😔 postanowiłam więc, że kolejność będzie taka: krótko opiszę swoją historię, przeplatając ją swoimi starymi zdjęciami, chronologicznie dochodząc do teraźniejszości. Postaram się to zrobić do końca tego roku. Chciałabym jednak zauważyć, że wszystkie zdjęcia i obrazy na moim blogu są wykonane przeze mnie osobiście. Albo są to moje rysunki np. jak w październikowych postach obrazki inktoberowe, albo zdjęcia z mojego otoczenia, rzeczy, które mnie zajmują lub w jakikolwiek sposób charakteryzują mój dzień. Możesz więc być pewna, jeśli na zdjęciu pojawi się jakaś osoba z pewnością będę to ja 😄

@Ariela: ja też nie mam czasu na czytanie. Teraz odbywa się to kosztem snu. Od kilku tygodni śpię fatalnie, niespokojnie, często się budzę, mam koszmary. W rezultacie budzę się w środku nocy na "kilka rozdziałów". Jestem jeszcze bardziej niewyspana niż wcześniej, ale i szczęśliwsza, bo książki to taki czas tylko dla mnie. Na rozrywkę, na rozwój, na ucieczkę od problemów. W grudniu zaczną się przygotowania do świąt, więc wtedy już napewno nie znajdę czasu nawet i na książki. W związku z tym...

Ogłaszam...
 Listopad na moim blogu miesiącem czytania! 
Tym samym ustanawiam wyzwanie listopadowe dla siebie: jeden post = jedna książka. Postaram się ją krótko zrecenzować, omówić moje wrażenia. Stawiam na literaturę specjalistyczną i beletrystykę dotykającą problemów natury ED. Kiedyś przyjdzie jeszcze czas, żeby Was, zwłaszcza Wy - całkiem młode Motylki - ponamawiać na dobrą literaturę. Teraz chcę polecić (lub odradzić) książki o naszym problemie. 

Śpijcie spokojnie 🤗

poniedziałek, 29 października 2018

44. Co będzie?


Zaczynam się martwić, co będzie z moją dietą. A zaczęło się tak. Ostatnio miałam trudny czas. Do tego stopnia trudny, że w końcu miarka się przebrała. Zaczęłam wszystko olewać. Moje stresy, zmartwienia. Dietę niestety też. Może nie miałam napadu, ale zaczęłam w miarę normalnie jeść. Mam potem bóle brzucha, ale już nie jest mi tak strasznie niedobrze. Nie wymiotuję. Przykład z dziś:

Bilans: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- 150 g makaronu z chińskimi warzywami - 230 kcal
- 6 prażynek - 80 kcal
- jabłko - 50 kcal
 - pomidor - 30 kcal
Razem: 430 kcal

Niby nie jakoś strasznie dużo, ale to ponad dwa razy więcej niż przeciętnie w zeszłym miesiącu. Aż boję się stanąć na wadze. Paraliżuje mnie wprost strach, że zobaczę tam 2 kg więcej, a zobaczę napewno bo a) jem i b) jestem tuż przed okresem. Waga stoi w kącie i łypie na mnie swoim elektronicznym okiem. 

Dużo czytam ostatnio. Duuużo. Książkę dziennie, w weekendy nawet 3 przez dwa dni. Pochłaniam książki jak lekarstwo na strach. Różne, zwykle o cierpieniu, o końcu, o mijaniu. Wybieram takie celowo, a nawet jak nie wybieram, to w trakcie czytania okazuje się, że to znowu ten przedział tematyczny. Albo to ja się doszukuję takiego przekazu. Sama nie wiem. 

Zrobiło się strasznie zimno. Wydrążyłam już dynię i dziś w ramach wyjątku zamiast inktoberowego rysunku wrzucam Wam tutaj mojego halloweenowego potwora. Trochę na pocieszenie, bo jesień mnie dopadła i trzyma w swoich lodowatych dłoniach. I już nie puści pewnie.

Dziś pierwszy raz zaczęły grzać kaloryfery. Tak bardzo na to czekałam. Zmarźluch ze mnie straszny. 

Tak mi jakoś szar o i źle. Ale przynajmniej już nie tak zimno żeberko przy żeberku... 

środa, 24 października 2018

43. Gastroskopia

Czarny i czerwony brushpen na papierze ksero.

Moje problemy z jedzeniem ciągną się już od dłuższego czasu. Moja lekarka już dawno temu skierowała mnie na gastroskopię, ale terminy były długie, a mnie nie bardzo się do tego spieszyło, więc byłam tam dopiero dzisiaj. Właściwie byłam niechętna, bo ja wiem co mi jest. Stres, zmartwienia... to wszystko u mnie ma swój początek w głowie. Jestem o tym przekonana. Ale dziś było to bardzo ciekawe doświadczenie.

Samo badanie nie należy może do najprzyjemniejszych, ale po znieczuleniu i zastrzyku z głupiego Jasia było mi totalnie wsio rawno. Pan doktor słodki jak miód i przystojny jak diabli... aż mi się duszno zrobiło 🤣 oczywiście jestem przykładem zdrowia. Swoją drogą interesujące pooglądać siebie od środka... ale najlepsze z tego wszystkiego... lekarz patrzy na mnie podejrzliwie, łypie okiem, milczy. Pytam o co chodzi, a on: hm... 
- Nie je pani zbyt wiele, prawda?
- Skąd ten wniosek? Przecież i tak nie wolno mi było nic zjeść ani wypić przed badaniem?
- Pani ma wyjątkowo mały żołądek. Niespotykanie mały! Jak u ośmioletniego dziecka!

No to mi pan doktor wygarnął! Nawet nie wie jakim mi tym komplement sprawił 😁

Bilans z dziś: 
- kawa z mlekiem - 20 kcal
- 10 tortellini - 100 kcal
Razem: 120 kcal

W związku z badaniem nie byłam dzisiaj w pracy. Zrobiłam zakupy, wyspałam sie jak smok i ufarbowałam włosy. Zrobiło się zimno i marznę okropnie. Jutro biorę do pracy dodatkowy kardigan do zarzucenia na siebie, bo trzęsę się jak osika... 

Pędzę do wyrka na kolejną dawkę błogiego snu... bosz, jak ja dawno nie miałam okazji tak się wyspać jak dziś... 😊

P.S. Któraś z Was pytała: jak nie w Polsce to gdzie? Mieszkam w Niemczech. I nie, nie tęsknię. Tu mi lepiej niż w Polsce. Życie nauczyło mnie odkładać sentymenty na bok. Tu żyje mi się o wiele lepiej niż tam. W Polsce spotkało mnie wiele trudności nie do przeskoczenia. Tu mogę się realizować. Jestem doceniana. Tu mi lepiej zdecydowanie. Jeśli chcecie mogę kiedyś trochę bliżej o tym opowiedzieć.

Dobranoc Motyle 😘

poniedziałek, 22 października 2018

42. Znowu wolne wieczory, nareszcie!


 Czarny i pomarańczowy flamaster na papierze w kropki Filofax. Strona tytułowa października z dynią, którą obiecałam Adze (Aga, gdzie jesteś? Okropnie się martwię😘)

Tak się cieszę, że znowu mogę tutaj pisać, że nikt mi przez ramię nie zagląda, nie węszy. Znów jestem wieczorami sama i znów mogę się z Wami podzielić moim dniem. 

Ten tydzień ostatni nieco unormował moje jedzenie. Ani nie schudłam, ani nie przytyłam, co uważam za sukces bo z bilansów po 100-200 kcal przeszłam na takie 300-400. Trochę z chęci podreparowania mojego dramatycznego metabolizmu, trochę z przymusu, bo jak już pisałam nie byłam sama i nie mogłam poprostu nic nie zjeść. Wzbudziłoby to podejrzenia, domysły... a po co mi to. 

Mimo podwojenia bilansów waga trzyma się na poziomie 63,8 kg. Zbliżam się do granicy, ktoŕej przed kilkoma laty nie mogłam przekroczyć przez pół roku... zobaczymy jak będzie tym razem. 

Nastrój nijaki. Bywało dramatycznie w tym tygodniu  bywało też znośnie. Miałam baaardzo dużo pracy w pracy i jeszcze więcej w domu. Ale nie dałam się! Jestem. Zaczęłam nowy tydzień, słońce świeci jak nieprzytomne. Drzewa złocą się i czerwienią nieprzyzwoicie pięknie. Taka złota polska jesień, choć nie w Polsce, lecz hen, hen... 

Bilans z dziś: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- kęs urodzinowej babki czekoladowej - o grozo! - 200 kcal
- gotowane mięso z piersi kurczaka - 100 kcal
Razem: 340 kcal

Założenia dietowe na ten tydzień nie są żadne konkretne. Chcę utrzymać poziom 300- 400 kcal. Mam nadzieję, że mój metabolizm w końcu coś zajarzy. Że halo, tu jestem! Stoję na wadze, tupię, i chcę mniej już!

Witajcie spowrotem 😊😘

czwartek, 18 października 2018

41. Już się tłumaczę

Witajcie. Przychodzę na chwilę, żeby wytłumaczyć moją nieobecność tutaj. Mój facet ma teraz dzienną zmianę, co zdarza się bardzo rzadko, ale wtedy jest w domu wieczorami, a to jedyny moment kiedy mogłabym napisać posta. Nie chcę, żeby widział, że coś piszę, czy w ogóle dowiedział się o blogu, więc w ogóle nie siadam do komputera. Was odwiedzam i komentuję regularnie w ciągu dnia z telefonu, ale na swój wpis aktualnie nie mam warunków ani czasu. Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu wszystko wróci do normy, znów będę miała wieczory dla siebie. Wtedy obiecuję, że wpisy będą pojawiać sie znowu regularnie. Pozdrawiam Was wszystkie 😊

poniedziałek, 15 października 2018

40. Zaczytana


Czarny brushpen Faber Castell na papierze ksero. 

Uciekam w książki. Od swoich własnych myśli i problemów. Żyję w nich na nowo, inaczej, lepiej... Marzę o innym życiu dla siebie, o lepszej mnie. Albo przeżywam problemy innych i sama się pocieszam, że mogło być jeszcze gorzej. 

Bilans z soboty:
- jajko na miękko - 90 kcal
- kawa z mlekiem 3x - 60 kcal
- jogurt naturalny - 80 kcal
Razem: 230 kcal

Bilans z niedzieli: 
- 3 łyżki szpinaku - 80 kcal
- kawa z mlekiem - 20 kcal
- ciastko z miodem bez cukru wypieku mojej sąsiadki - ok. 50 kcal
Razem: ok. 150 kcal

Bilans dzisiejszy: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- ciastko sąsiadki - ok. 50 kcal
Razem: 90 kcal

Bardzo trudny tydzień w pracy przede mną. Jestem sama z koleżanką, a musimy ogarnąć obowiązki 5 osób (2 chore, a 1 na urlopie). Robię po 10-11 godzin dziennie. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: nie mam czasu na myślenie o jedzeniu, a poza tym jak nazbieram nadgodzin, to wezmę za to pewnie ze dwa dni wolnego dodatkowo do urlopu. Cały urlop na ten rok już rozplanowany, więc takie dodatkowe dwa dni będą miłym odpoczynkiem... albo deską ratunkową, jak nie będę już miała siły na nic... 

Jestem spokojniejsza. Staram się nie rozstrząsać spraw. Pozostawiam je swojemu biegowi. 

Teraz idę do pachnącej olejkiem i pełnej piany wanny. Zrobię peeling i maseczkę. Potem nałożę balsam . Zadbam o skórę, co jest bardzo ważne przy spadku wagi, żeby nie obwisła jak u starej babci. Ma być jędrna, miękka, sprężysta na moim nowym, chudym ciele! Poleżę i odpocznę. Nie dam się zwariować. 

sobota, 13 października 2018

39. Zmierzyłam się!


Rysunek piórkiem czarnym tuszem na pastelowo-różowym papierze. 

Zmierzyłam się, bo zauważyłam, że bardzo wiele moich ubrań zaczyna być na mnie zdecydowanie za duża. Oto wyniki:
Szyja - 32
Biust - 93
Pod biustem- 76
Talia - 70
Biodra - 96
Udo w najgrubszym miejscu - 53
Łydka w najgrubszym miejscu - 37
Ramię w najgrubszym miejscu - 28

Ostatnio mierzyłam bardzo dawno, więc nie mam porównania ile gdzie ubyło, ale teraz będę robić to regularnie mniej więcej co miesiąc. Chcę widzieć jak obwody spadają! Może nawet bardziej niż kilogramy... 

I teraz prośba do Was: przeszukiwałam Wasze blogi w poszukiwaniu Waszych wymiarów, ale nie mogę znaleźć tych konkretnych postów zwłaszcza, że nie mogę się logować z komputera, bo nie chcę, żeby zostały tam jakiekolwiek ślady konta, zdjęcia itp. Proszę wklejcie mi w komentarzach linki do postów z Waszymi wymiarami. Chodzi mi o porównanie wagi z obwodami i ogólnych proporcji. Nie wiem co mam o nich myśleć. Jestem w miarę zadowolona z mojej talii, biustu i pod biustem (generalnie duże piersi mi się w ogóle nie podobają ani u siebie - kiedyś były dużo większe - ani u innych), natomiast dobijają mnie biodra, uda i łydki. Nienawidzę swoich łydek. 

Dzisiejszy bilans: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- łyżka bigosu - 60 kcal
- pół banana - 60 kcal
Razem: 160 kcal

Dziś było tak pieknie, słonecznie. A ja mimo całego mojego smutku dostrzegam też swoje silne strony, widzę swoją siłę, która pozwoli mi to wszystko przetrwać, choć tak cholernie boli... 

środa, 10 października 2018

38. Empty inside


Brushpen Faber Castell czarny i niebieski na papierze ecrú. 

Dzień zupełnie inny od wczorajszego. Nie powiedziałabym, że lepszy. Inny. Czuję się wyzuta z emocji, pusta w środku. Napięcie odrobinę opadło, co nie znaczy, że nadzieja wróciła, ale czuję się bardziej wyciszona, zrezygnowana. Mimo to łatwo się denerwuję, wpadam w panikę z byle powodu, duszno mi. Nie mogę złapać powietrza. Jestem osaczona przez moje własne myśli. 

Bilans:
- kawa z mlekiem - 2x - 40 kcal
- banan - 100 kcal
Razem: 140 kcal

W pracy mnóstwo czekolady, cukierków, żelków... wdzięczny klient przyniósł dla całego wydziału i zostawił w kuchni. Pierwszy raz nie kusiła mnie czekolada. Nie tknęłam i to nie za sprawą wyrzeczenia czy silnej woli, lecz przerażenia. Boję się być gruba, bo moje dążenie do szczupłej sylwetki to ostatnia kropla szacunku do samej siebie, jaka mi pozostała. 

wtorek, 9 października 2018

37. Nie płacz, wszystko będzie dobrze...


Rysunek piórkiem, fioletowym atramentem na papierze ecru. 

Kolejny dzień pełen stresu, nerwów i łez. Tych w samotności i tych jawnych z bezradności, w wybuchu niemocy. 
Nie zjadłam nic, bo nie byłam w stanie. Ugotowałam za to gulasz dla rodziny. Skroiłam trzy duże cebule. Żebym mogła powiedzieć: "Nie, nic, to od cebuli przecież..."

Bilans: 
- kawa z mlekiem 3 razy - 60 kcal

Wszystko mnie boli. Mój stan psychiczny odbija się na organizmie... moje ciało mówi: odpocznij, nie dasz tak rady dłużej... ale ja biegnę. Daję z siebie wszystko. Nawet tym, którzy na to nie zasłużyli. Chcę wiedzieć, że zrobiłam wszystko co się dało, że wykorzystałam swoją siłę do ostatniej pestki, do ostatniej łzy. 

Dobrze, że jesteście. Nikt mnie nie słyszy poza Wami. Albo nie słucha, albo słucha ale nie rozumie... a ci którzy mogliby zrozumieć są mi zbyt drodzy by robić im takie zmartwienie. Dobrze, że jesteście.

poniedziałek, 8 października 2018

36. Krótkie, dobre momenty


  
Weekend upłynął mi bardzo aktywnie. Sprzątanie, porządki, dokończyłam sortowanie ubrań, butów... w sobotę kupiłam rower! A w niedzielę ruszyliśmy go wypróbować. Baaardzo dawno nie jeździłam. Sprawiło mi to wiele przyjemności. Wiatr we włosach, słońce, a wszędzie pełne pola dyń! 


Było tak pięknie! Tak mało mam ostatnio takiej czystej radości. 

Bilans sobotni: 280 kcal
Niedzielny: 230 kcal

Poniedziałek już nie był taki różowy. Wróciła rzeczywistość z całym impetem i przypomniała mi jak to naprawdę jest. 

Bilans z dziś: 
- kawa z mlekiem 3x - 60 kcal
- orzeszki solone - 70 kcal
- 2 jogurty greckie - zwymiotowałam - mimo wszystko liczę ok. 30 kcal
- sok mandarynkowy - 70 kcal
Razem: 230 kcal

Jestem tu. Funkcjonuję. Pracuję. Robię wszystko w domu. Nie znaczy to jednak że żyję. Nawet jeśli są krótkie, dobre momenty... 

piątek, 5 października 2018

35. Liście pełne słońca

Rysunek piórem, atrament zielony w trakcie rysowania zastąpiony pomarańczowym, dzięki czemu ciekawy efekt przejścia kolorystycznego. Biały papier ksero. 

Taki piękny, jesienny dzień! Słońce grzeje prawie jak latem 😊 Dziś skończyłam wcześniej pracę, jak zwykle w piątki, przebrałam się wygodnie i ruszyłyśmy na jesienny spacer. Najbardziej lubię gdy jesienne słońce prześwieca przez kolorowe liście. To cudowna dawka energii 🍂☀️🍁

Bilans z dziś: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- cukierek kawowy Kopiko - 24 kcal
- pół jabłka - 25 kcal
Razem: 89 kcal

To prawda, że kręci mi się czasem w głowie i jestem wieczorami dość wcześnie zmęczona przez te moje niskie bilanse, ale to nie tak że mam taką silną wolę i utrzymuję dietę. Ja poprostu teraz nie mogę więcej jeść. Nie dałabym rady. Uwierzcie to pół jabłka jadłam dzisiaj na siłę, przez rozsądek. Jestem kłębkiem nerwów od jakiegoś czasu i ciągle mi niedobrze. 

Ale dziś jestem trochę spokojniejsza, zaczął się weekend, jest piękna pogoda i mojego nie ma w domu. Pozwalam sobie na drobne przyjemności w ciszy na spacerze, przy śpiewie ptaków, a wieczorem zafunduję sobie gorącą kąpiel z bąbelkami. Pomaluję paznokcie i poczytam. Zapomnę na chwilę o tym co mnie gnębi. 

U Agi wspominałam już, że będę się rozglądać za filmami na tematy Ano - podobne, ale nie tylko. Mam zamiar zrobić u siebie takie filmowe polecajki. Liczę na to, że będziecie aktywnie podpowiadać i uzupełniać moją listę.

Pozdrawiam Was słonecznie wszystkie jesienne Motyle 🌞🦋

czwartek, 4 października 2018

34. Przeziębienie i góra kartonów


W końcu dopadło i mnie. Nie mam na szczęście gorączki, ale kręci mi się w głowie, boli mnie głowa i brzuch. I ciągle mi niedobrze. Nawet jak nic nie zjadłam. Mimo to zmobilizowałam się wczoraj do przekopania piwnicy i przegrzebania wszystkich kartonów z zimowymi ciuchami, spakowania typowo letnich rzeczy. Na następny raz zostanie mi to samo zrobić z butami, ale tych nie jest aż tak dużo i wyniesienie wszystkiego spowrotem do piwnicy. Dziś chyba już nie dam rady, bo ciągle źle się czuję, a musiałam iść do pracy, więc teraz tylko zrobię sobie gorącej herbaty z malinami i wskoczę pod koc. Świat się chyba nie zawali jak kartonowa góra postoi jeszcze jeden dzień w przedpokoju... najwysej sama góra może się zawalić... ale zastawy po prababci w tych kartonach nie ma tylko ciuchy... 

Bilans z wczoraj: 
- kawa z mlekiem - 20 kcal
-  kubek rosołu - 30 kcal
2 sucharki - 40 kcal
Razem: 90 kcal

Bilans z dziś:
- 2x kawa z mlekiem - 40 kcal
- rosołek z proszku - 12 kcal
- herbata z malinami - ok. 30 kcal
Razem: ok. 82 kcal


wtorek, 2 października 2018

33. Deszczowo

Dziś symbolicznie, bo parasola ze sobą nawet nie miałam. Jak wychodziłam rano z domu było jeszcze ładnie, a popołudniu zmokłam. 

Jasnożółty papier ksero, czarny brushpen Faber Castell. 

Bilans: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- 4 biszkopty - 80 kcal
- spaghetti carbonara - 1 widelec - 50 kcal?
Razem: ok. 170 kcal

Przedziurkowałam dziś kolejny pasek, ale zastanawiam się nad rzadszym ważeniem, bo moje myślenie o wadze zakrawa powoli na lekką obsesję. Może co dwa tygodnie byłoby w sam raz. 

Jutro u nas święto, więc mam dzień wolnego. Trochę dziwnie, że w samym środku tygodnia, a urlopu nie starczyło mi na przedłużenie weekendu. Ale to nic. Zaplanowałam wyprawę do piwnicy po kartony z zimowymi ciuchami i będę wyciągać wszystko co ciepłe, a letnie chować do kartonów i znów do piwnicy. Zawsze dwa razy do roku robie taką wymianę sezonów. Jest tego całkiem sporo (nie tylko moje) więc czeka mnie pracowity dzień mimo wolnego. 

P.S. dziękuję za wszystkie komplementy dotyczące rysunku. To nic nadzwyczajnego zwłaszcza, że nie mam na to dużo czasu, a założenie jest takie, żeby stworzyć coś na szybko co będzie obrazować mój dzień, ale staram się by były w jakimś stopniu estetyczne, więc miło to słyszeć 😊

poniedziałek, 1 października 2018

32. Październik czas zacząć

Dzień upłynął mi na bardzo intensywnej pracy w zasadzie do samego wieczora. Dziś pierwszy rysunek z mojej własnej wersji październikowego wyzwania Inktober. Zwykła kartka ze szkicownika, czarny brushpen Faber Castell .

Bilans:
- kawa z mlekiem - 20 kcal
- kubek rosołku - 12 kcal
- wafel ryżowy - 24 kcal
- jabłko - 49 kcal
Razem: 105 kcal

Jestem sama, mój w pracy nareszcie. Jest spokojnie, choć mam sporo do zrobienia w domu. 

Kupiłam dziś duuuużo podgrzewaczy zapachowych. 5 zestawów po 27 sztuk. Jesień idzie z jej wszystkimi urokami. 

U Was bardzo dużo się teraz dzieje. U mnie mniej. Czasy szkolne i studenckie mam dawno za sobą, ale bardzo Wam kibicuję 😊

sobota, 29 września 2018

31. Powoli

Witajcie. Trochę się ogarnęłam emocjonalnie i dietowo. Do spokoju jeszcze mi daleko, ale przynajmniej mogłam już dziś coś przełknąć. 

Bilans sobotni: 
- pierś z kurczaka - zwymiotowałam
- pół jabłka - 30 kcal
- kubek domowego rosołu - 30 kcal
Razem: 60 kcal

Po tym kurczaku było mi tak niedobrze. Nie jadłam nic od poniedziałku - pełne 5 dni i mój żołądek się zbuntował. 
Na wadze za to w końcu 64,2 kg czyli pierwszy cel osiągnięty (65) choć jak na 5dniową głodówkę to i tak niewiele. Ale idę dalej. Teraz przede mną 63 kg na których stanęłam kilka lat temu i nie mogłam się ruszyć ani 100 g dalej. Zobaczymy tym razem jak to będzie. 

Info na dziś: 
Słucham namiętnie jazzu. Towarzyszy mi cały dzień w pracy lub w domu przy obowiązkach. Polecam jeśli ktoś też lubi: 

Dziś planowałam październik w moim BuJo i wymyśliłam wyzwanie na ten miesìąc. Kojarzycie Inktober? To takie wyzwanie rysownicze z Instagrama. Ja postanowiłam je trochę zmodyfikować i będę na blogu publikować codziennie (mam nadzieję) jeden rysunek grafikę lub napis inkowy (tusz, atrament, cienkopis, brushpen) obrazujący lub mający związek z moim dniem. Może coś co się wydarzyło, nastrój, symbol, coś powiązanego z dietą itp. Nie mam zbyt wiele czasu na rysowanie każdego dnia, więc myślę że to będzie coś małego, symbolicznego, w stylu doodle. Zobaczymy. 


I na koniec jeszcze jeśli tu zajrzycie a nie byliście jeszcze u Agi, to serdecznie polecam dzisiejszy wpis! Dziewczyna zrobiła kawał dobrej roboty, opisała historię swojego niełatwego życia. Śmigajcie do Niej po dużą dawkę motywacji 😁
Link w moich obserwowanych - Pamiętnik Panny A. ❤

 P.S. bukiet ze zdjęcia dostałam od mojego kłamcy, co nie oznacza, że winy zostały wybaczone, bo jestem czujna jak ważka... ale niech się postara. Jestem tego warta. A jak nie... to droga wolna. Dam radę!

piątek, 28 września 2018

30. Daj mi siłę



Daj mi siłę do walki każdego dnia. Daj mi odwagę, by zrobić kolejny krok. Nie ważne kim jesteś: którymkolwiek z bogów, Aną, mną... daj mi wolę przetrwania tego trudnego czasu i nie zostawiaj mnie z tym samej, proszę. Potrzebuję kogoś u mego boku, kto będzie podpowiadał na ucho, bym nie musiała sama nieść tej odpowiedzialności za każdą decyzję. By już nie dźwięczało w głowie: "jesteś sama sobie winna".

Inni mówią: "twoja szklanka jest do połowy pełna... a może nawet więcej niż do połowy". Nie widzą dna, które chowa się w cieniu. Jest jak sito. W mojej szklance z każdym dniem ubywa, jest coraz mniej... zostawia na pustym blacie, pustej kuchnin mokre ślady.

Bilans:
- nic - 0 kcal

Trzęsą mi się ręce.

Fakt nr 27:
Nie wiem. Przepraszam.

Fakt nr 28:
Nic nie przychodzi mi do głowy poza tym, że jestem wszystkim potwornie zmęczona. 

środa, 26 września 2018

29. O dziurkach i ważnych decyzjach

Dziś musiałam zrobić dodatkową dziurkę w pasku, i to dużo dalej niż była ostatnia. To prawda, że długo tego paska nie nosiłam... ale zobaczcie:
1. Dziurka sprzed około 3 lat, jak kupiłam ten pasek.
2. Dziurka z mniej więcej początku 2018 roku
3. Dzisiejsza dziurka! 


Trzeci dzień bez jedzenia. Jest mi trochę słabo, zwłaszcza gdy się pochylam albo wstaję, ale też z emocji, nerwów bez przerwy, ciągłego napięcia. W kolejnych paru dniach rozwiąże się kwestia jak będzie wzglądać mój związek w przyszłości, a raczej czy będzie w ogóle wyglądać, bo dałam swojemu facetowi nieodwołalne ultimatum - albo zmienią się dwie kwestie w naszym życiu (nie będę teraz wchodzić w szczegóły), albo się rozstajemy, a dokładnie to on ma się wyprowadzić. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że umowa najmu, wszystkie umowy z dostawcami mediów itd. wszystko jest na mnie. Nie muszę martwić się o to gdzie pójdę, gdzie będę spała, jak to wszystko ułożę. JESTEM NIEZALEŻNA. Dziewczyny, to jest w życiu najważniejsze. Można się kochać nad życie, można przysięgać i wierzyć, ale nie wolno się bać. Nie wolno zostawać ze strachu - co będzie. Jeśli zostawać to z miłości, nie z potrzeby. NIGDY!

Najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że ja go naprawdę kocham. Całą sobą. Mimo wszystkich cierpień do których się przysporzył, mimo całego bólu jaki mi zadał. Kocham go mimo wszystko. On o tym dobrze wie. Ale wie też, że jestem teraz silna i świadoma swojej wartości. To się bardzo zmieniało z biegiem czasu w trakcie naszego związku. Teraz mam siłę uczynić ten krok nawet, jeśli będzie tak bardzo bolesny. Mam siłę zawalczyć o siebie i swoją godność i nie chować już głowy w piasek jak to robiłam przez lata, i nie udawać już nigdy więcej że jest dobrze, kiedy nie jest. 

Bilans wtorkowy:
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
Razem: 40 kcal

Bilans środowy:
- kawa z mlekiem - 20 kcal
- herbata zielona
Razem: 20 kcal

To mnie zabija od środka, wyżera, wygryza... nie ważyłam się od prawie dwóch tygodni, ale codziennie wiele osób mi mów, że bardzo schudłam, że coś jest nie tak, że powinnam iść do lekarza... no i dobrze niech tak mówią, niech będzie jakakolwiek korzyść z mojego cierpienia. Jak i tak mam być nieszczęśliwa to lepiej nieszczęśliwa i chuda niż nieszczęśliwa i gruba... 

Info nr 26:
Dużo ławtwiej jest mi nawiązywać kontakty z dużo starszymi ode mnie osobami niż z rówieśnikami czy młodszymi ode mnie. Sama nie wiem dlaczego. Dotyczy to wszelkich dziedzin życia poczynając od studiów, pracy przez przyjaźnie, aż po związki.

poniedziałek, 24 września 2018

28. I znów nic

To nie ja. To Beksiński, choć tak właśnie się czuję. Ciąg dalszy przebojów z moim facetem i jak to u mnie bywa w kryzysie emocji - sukces diety. 

Bilans z dziś:
- kawa z mlekiem - 20 kcal
Razem: 20 kcal

Nawet wody nie piłam. Herbaty. Nic. Nie mogę nic przełknąć. Zaplanowałam 500 kcal w ramach diety tygodniowej, ale nie dałam rady... miała ruszyć mój metabolizm... już to widzę.

Info nr 24: 
Nawet strach ma swoje granice, po przekroczeniu których nie mamy już nic do stracenia. Wtedy może być tylko lepiej. Takie motto na ten ciężki czas. 

niedziela, 23 września 2018

27. Kasztanowo

Witajcie po weekendzie. Sporo się u Was działo. Wszystko czytałam, choć nie znalazłam na tyle spokojnej chwili żeby samej napisać. 
Moja sąsiadka wróciła z wakacji i przywiozła mi 2 kg jadalnych kasztanów. Nie mam pojęcia jak je przyrządzić, ale obiecała, że da mi kilka przepisów. Są niestety kaloryczne, bo 100 g ma aż 200 kcal, ale nie są to ziemniaki, nie da się ich dużo zjeść na raz. Mam nadzieję, że nie spowodują tragedii, bo to naprawdę miłe, że o mnie pomyślała. 

Miałam też wczoraj małe spięcie z moim facetem, ale dziś wszystko sobie wyjaśniliśmy podczas spaceru (w deszczu, siedząc pod daszkiem i czekając aż przestanie padać). Nazbieraliśmy pełne kieszenie wielkich kasztanów. Tym razem tych zwykłych, nie jadalnych. Będą jesienne, kasztanowe ludziki :-)

Bilans z soboty:
- kawa z mlekiem - 20 kcal
- 1 roladka schabowa pomysł na... - 150 kcal
- smoothie - 50 kcal
- 2 wafle ryżowe - 60 kcal
Razem: 280 kcal

Bilans z niedzieli: 
- 1 biała kiełbasa - 180 kcal
- pół precla - 80 kcal
- 5 skrzydełek z kurczaka pikantnych - 200 kcal
- energy drink light - 10 kcal
Razem: 470 kcal

Bilans wysoki, ale od jutra zaczynam dietę tygodniową, która ma na celu ruszyć wreszcie mój metabolizm, bo mimo dość niskich bilansów niestety nie chudnę 😭
Dziś przechodziłam koło lodziarni i jej właścicielka powiedziała: oj dawno pani u nas nie było, co wyraźnie widać. Taka chudziutka... tak powiedziała! Taka chudziutka! Chciałam zapytać: gdzie? Kto? Ja chudziutka??? Ale tak mi się przyjemnie zrobiło, że tylko podziękowałam :-)

Info nr 22: 
Sama nie wiem dlaczego, ale małe dzieci mnie uwielbiają. Wszystkie sąsiadki z okolicy podrzucają mi maluchy, kiedy muszą gdzieś wyjść, coś załatwić bez dziecka, a ja akurat mam czas.

Info nr 23: 
Na codzień z przyczyn rodzinno - zawodowych posługuję się wymiennie 3 językami, dodatkowo znam komunikatywnie dwa, ale tymi posługuję się rzadziej.

P.S. @Grace: tak, czytałam A ja żem jej powiedziała. Nie nazwałabym tego książką, raczej broszurą, co w niczym pozycji nie umniejsza, bo uważam spostrzeżenia Kaśki za bardzo trafne w wielu kwestiach. To taka lektura przy której czytaniu spędza się 2 godziny, a przy przemyśleniach nad kwestiami w niej poruszonymi kolejne 2 tygodnie. Cenię i polecam. Też czytałaś?

piątek, 21 września 2018

26. Prosty smoothie


Smoothie słodki burak:
- 1 burak gotowany
- 1 jabłko
- 100 ml soku jabłkowego


I nic więcej. Wyszedł mi gęsty, ale piję go zamiast kolacji, więc ok.

Bilans:
- 2x kawa z mlekiem - 40 kcal
- kawałek smażonego łososia - ok. 200 kcal
- smoothie ok. 100 kcal
Razem: ok. 350 kcal

Sporo, ale zdrowo. Witaminy aż strzelają. Jestem zmęczona. Po pracy, po obowiązkach domowych... i ogólnie życiem. Tym co się dzieje. 

Info nr 21: 
Czytam Kaśkę Nosowską i podnosi mnie na duchu. Nie tylko ja czuję się za mała na swoje ciało... 



czwartek, 20 września 2018

25. I am strong

Oczywiście masz rację Sofija, to od nas zależy czy będziemy świętować czy żałować. A ja mam zamiar świętować same sukcesy. Przynajmniej w sferze, na którą mam wpływ. Dzięki za przypomnienie 😊

Bilans z dziś: 
- 2x kawa z mlekiem - 40 kcal
- mała miseczka mięsa mielonego z sosem - 200 kcal
- jogurt naturalny - 60 kcal
- energy drink light - 10 kcal
- herbata, woda
Razem: 310 kcal

Jeśli chodzi o energy drinki, to kupiłam ostatnio cały karton 😒 raczej tego nie wyrzycę, ale zrobię prosty eksperyment. Jak zostanie mi 5 sztuk będę ważyć się każdego dnia i spróbuję utrzymywać takie same bilanse tzn np codziennie w miarę możliwości równe 200 kcal i zobaczymy co się będzie działo z wagą jak się skończą energy drinki (np przez kolejnych 5 dni). Sofija przeraziłaś mnie. Ale tak swoją drogą: skąd macie pewność czy kaloryczność produktu podana na opakowaniu jest prawdziwa? Skąd wiecie że np produkt light naprawdę daje mniej energii? Różnica między czekoladą a sałatą jest oczywista ale już np jogurt jogurtowi nierówny. Jakie jest Wasze podejście?

Info nr 20: 
Uwielbiam storczyki i mam ich sporo w mieszkaniu🌺

środa, 19 września 2018

24. Chciałabym zniknąć

Tak żeby nie czuć już nic więcej. Żeby nie myśleć o tym ile szans przepadło i jak mogłoby być gdyby... dlaczego same sobie to robimy? 

Bilans:
- 3x kawa z mlekiem - 60 kcal
- energy drink light - 10 kcal
- 2 łyżki gulaszu wieprzowego - 100 kcal
- herbata, woda
Razem: 170 kcal

Info nr 19: 
Nie umiem jeździć na nartach. Nigdy nawet nie próbowałam 😯

wtorek, 18 września 2018

23. Plan na przyszły tydzień

Zaplanowałam przyszły tydzień jako perfekcyjny. Musi taki być!
Po pierwsze ozdobiłam strony w BuJo w stylu jesiennym. Po drugie rozpisałam na brudno dietę. Cały tydzień do 100 kcal dziennie. Po trzecie będę codziennie wstawać pół godziny wcześniej, żeby perfekcyjnie przygotować się do dnia. Zaplanowałam więcej czytania, kreatywnych zajęć i jeszcze więcej samodyscypliny. 

Bilans z dziś: 
- 3x kawa z mlekiem - 60 kcal
- jajko 60 kcal
- kubek rosołku - 12 kcal
Razem: 132 kcal

Info nr 18:
Najwyraźniej po swoim ciele widzę czy tyję czy chudnę po... uwaga... dużych palcach u stóp. Zabijcie mnie śmiechem, ale taka prawda. 🤣

poniedziałek, 17 września 2018

22. Trudny weekend


Milczałam cały weekend, bo był pełen trudnych dla mnie momentów. Były kłótnie i rozmowy, były momenty nadziei i zwątpienia. Bylo niestety jedzenie, którego nie dało się uniknąć, bo w weekendy nie jestem sama... 

Okazało się, że kłamstwo piątkowe nie było aż tak zamierzone jak przypuszczałam i było raczej wyolbrzymionym przeze mnie niedopowiedzeniem. Za sprawą tego jednak dowiedzialam się jak duży mam problem z emocjami i jak wiele jeszcze przede mną pracy. Szczerze mówiąc sama nie wiem czy temu podołam. Próbowałam się dowiedzieć jakie są możliwości pomocy psychoterapeuty, ale chyba nic z tego nie będzie, bo okazuje się, że jeśli poproszę oficjalnie o terapię, to mogę mieć przez to w przyszłości problemy (przy uzyskaniu niektórych ubezpieczeń, umów, kredytu lub zakaz wykonywania pracy na stanowiskach kierowniczych). Stoję więc przed wyborem: albo probować samej poradzić sobie z wieloma problemami i zdać się na czas, który podobno leczy rany, albo poprosić o pomoc specjalistę i zamknąć sobie wiele dróg w przyszłości... 

Bilans sobota:
- rosół z makaronem - 150 kcal
- pomidor - 50 kcal
- energy drink light - 10 kcal
- kawa z mlekiem - 20 kcal
Razem: 230 kcal

Bilans niedziela:
- jajko na miękko - 70 kcal
- kurczak pieczony bez skórki - 100 kcal
- 2 łyżki ryżu - 90 kcal
- 2x kawa z mlekiem - 40 kcal
- sucharek - 37 kcal
Razem: 337 kcal

Dużo za dużo.
Cel pierwszy 65 kg osiągnięty, ale waha się i to znacznie. W niedzielę rano było 64,2, wieczorem 65,8... wiem, że to woda, jedzenie z całego dnia, ale mimo wszystko nie jestem do końca zadowolona.

Przede mną ciężki tydzień. Mój facet ma wolne, co oznacza, że przynajmniej raz dziennie (wieczorem) muszę zjeść w miarę normalny posiłek. Strasznie się boję, że znów przytyję, bo po tych głodówkach mojemu metabolizmowi wystarczy 400- 500 kcal żeby znów zacząć tyć... 😭

Info nr 15:
Mam obecnie "atak" na kolory pastelowe, pudrowe róże, seledyny, brudne błękity... wpada mi w oko wszystko od kredek, przez zeszyty, ubrania po wyposażenie kuchni... co było już widać w poprzednich postach.

Info nr 16:
Nie lubię wiśni i wszystkiego co ma wiśniowy smak.

piątek, 14 września 2018

21. Znów nic

Mam strasznego doła. Dowiedziałam się, że mój facet mnie okłamał. Nie w jakiejś mega istotnej sprawie, ale jednak. Zaufanie jest jak kartka papieru, jeśli zostanie zgnieciona możesz ją rozprostować, ale nigdy nie będzie już jak nowa... czy to ma sens? Tyle wysiłku, wyrzeczeń, pracy nad emocjami, tyle przemyśleń, trudnych chwil... i to wszystko po nic? Chcę zniknąć, zapaść się w sobie, do środka. Zniknę, znikam, już mnie nie ma... 

Bilans: - 2x - kawa z mlekiem - 40 kcal
Razem: 40 kcal

Info na dziś: jestem naiwną idiotką, bo naprawdę myślałam, że to się może udać... 😭


czwartek, 13 września 2018

20. Strach

Dziś przy kawie i papierosku opowiem trochę o strachu. Jak głosi wieszcz: 
"O większego trudno zucha,
Jak był Stefek Burczymucha.
Ja niczego się nie boję! 
Choćby niedźwiedź to dostoje..."

I tak trochę jest ze mną (info nr 13). Nie boję się zbójów i morderców. Zaatakowana na ulicy potrafię oddać z nawiązką (zdarzyło mi się). Ale boję się czasami, że nie dam rady pokonać samej siebie. Że nie będę wystarczająco dobra, zdyscyplinowana i poukładana, żeby mieć pod całkowitą kontrolą swoje ciało. Że nie będę się spełniać w swoich rolach na tyle, żeby sama o sobie kiedyś pomyśleć: zrobiłam wszystko co było w mojej mocy!

Teoretycznie powinno być to łatwiejsze niż zmaganie się z przeciwnościami losu, które przychodzą do nas z zewnątrz, ale może dlatego porażki są tutaj tak bolesne. Bo nie ma wymówek, nie ma tłumaczenia: nic nie dało się zrobić, tak wyszło, nie moja wina... owszem jeśli ja się nie postaram, nie wezmę tyłka w garść i nie osiągnę stawianych sobie samej celów, to będzie moja wina. Dlatego boję się, czy wystarczy sił, samozaparcia, systematyczności... 

Tymczasem:
Bilans: 
- 2x kawa z mlekiem - 40 kcal
- energy drink light - 10 kcal
- 3 kulki winogron - 10 kcal
Razem: 60 kcal

środa, 12 września 2018

19. Winogrona i długi spacer


Dziś krótko. Wybaczcie, ale zaorali mnie w pracy. Jestem wykończona. A do tego jeszcze okazało się niespodziewanie, że mój facet ma dziś wolne, co oznacza wspólny wieczór, co poza weekendami raczej się nie zdarza. Dlatego postanowiliśmy go wykorzystać i pójść na spacer, który przedłużył się, bo winogrona już dojrzałe... takie słodkie! Jak miód! W związku z tym w drodze wyjątku:

Bilans:
- 2x kawa z mlekiem - 40 kcal
- cienki plaster karkówki - 150 kcal
- 2 garście winogron... myślę że ok 200 kcal
Razem: 390 kcal

I jeszcze info na dziś nr 12: 
Jestem bardzo towarzyska, nie mogę żyć bez ludzi. Znajomi z pracy, przyjaciele, sąsiedzi... bardzo łatwo nawiązuję nowe znajomości. Po wejściu do knajpy po godzinie znam już prawie wszystkich, z każdym zamieniłam już przynajmniej parę zdań... taka jestem i dobrze mi z tym. 

wtorek, 11 września 2018

18. Dałam radę!


Wszystko się w miarę udało.
Goście dopisali, choć dwóch osób zabrakło, ale właściwie wiedziałam, że nie przyjdą. Upiekłam karkówkę, wyszła przepysznie. Wszyscy goście pytali o przepis i przyprawy. Upiekłam ciasto i tort. Tortu spróbowałam symbolicznie, karkówki też. Nie musiałam jeść normalnych porcji, bo byłam w tym dniu gospodynią, wszystko przynosiłam, podawałam. Nikt nie zauważył. Jestem całkiem zadowolona.

Bilans z poniedziałku: 
- kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- tort ok. 200 kcal
- karkówka - ok. 150 kcal
- energy drink light - 250 ml - 10 kcal
Razem: ok. 400 kcal

Bilans z wtorku: 
 - kawa z mlekiem 2x - 40 kcal
- karkówka - ok. 150 kcal 
- energy drink light - 10 kcal
Razem: 200 kcal

Wczoraj i dzisiaj miałam urlop. Dziś od rana porządki po wczorajszej imprezie, 3 pralki prania, dodatkowe stoły wyniesione do piwnicy. Przy okazji porządki w piwnicy. Potem wizyta kontrolna u ginekologa. Wszystko ok. Moja lekarka zauważyła spadek wagi, ale i... zbyt wysokie ciśnienie. To trochę dziwne. Zawsze miałam niższe niż przeciętnie. Tak ok. 100/ 60. Dziś 150/ 116. 

Każda waga pokazuje co innego. Ta u lekarza pokazała mniej niż moja. W gabinecie 64,8 u mnie w domu 65,1 a więc... cel jeszcze niezaliczony. Czekam na równe 65 lub mniej. Przy moich niskich bilansach waga spada bardzo powoli. Trochę mnie to irytuje, ale nie narzekam, bo jednak ciągle spada. 

Info nr 10:
Na każdą porę roku mam osobny karton z ozdobami w piwnicy. Oczywiście ten zimowo- bożonarodzeniowy jest największy, ale na każdą porę roku zmieniam dekoracje w całym domu. Serwetki, świeczniki, obrazki, zasłony...

Info nr 11:
Pracuję w branży IT. 

niedziela, 9 września 2018

17. Pracowita niedziela

Dziś bardzo krótko, bo cały dzień sprzątałam na jutrzejsze przyjęcie. Piekłam, prałam, gotowałam, wszystko naraz. 

Bilans: 
-3x kawa z mlekiem 60 kcal
- szpinak, jajko sadzone, 1 ziemniak - 200 kcal
Razem: 260 kcal

Jestem wykończona. Nie ważyłam się. Zrobię to we wtorek, bo jutro ważny dzień i goście. Mam nadzieję na pierwszy cel... 65 kg. Trzymajcie kciuki. 

sobota, 8 września 2018

16. Kasztany

 Wczoraj nazbierałam jesiennych skarbów i dziś zrobiłam z nich ozdobę na drzwi, ale stwierdziłam, że na drzwi jest za duża i będzie przeszkadzać, więc postanowiłam zawiesić na ścianie tuż przy wejściu. 

Bilans z dziś:
- müsli z mlekiem - 127 kcal
- kawa z mlekiem - 20 kcal
- sałatka z pomidorów i mozarelli light - 50 kcal
Razem: 197 kcal

Wyszyściłam dziś obydwa auta, szyby, wnętrze, odkurzyłam, wytrzepałam dywaniki... w mieszkaniu również jesienne poorządki generalne przed poniedziałkową uroczystością rodzinną... będą goście, upiekę tort, którego zjem odrobinę, a potem przez dwa tygodnie będę jęczeć, że niepotrzebnie... 

Info nr 8:
Jestem bałaganiarą, która uwielbia porządek. Nienawidze sprzątac, ale uwielbiam gdy jest posprzątane. To też jest jeden z elementów mojej walki o perfekcję.