piątek, 7 grudnia 2018

49. " ...jak zielone są twe liście..."



Już jest. Stoi ustrojona, nieśmiało błyszczy z kąta w dużym pokoju. Połyskuje brokatem, kolorowymi bombkami i łańcuchami. Nuci cichutko kolędy i pastorałki. Te tutejsze i te polskie też. Dbam o to, żeby dzieci nie zapomniały polskich tradycji. W listopadzie śpiewaliśmy polskie pieśni patriotyczne, teraz przyszła kolej na kolędy. Nie każę uczyć się im na pamięć, ale chcę, żeby kojarzyły. Żeby znały historię. Żeby pamiętały, że są tu gdzie dziś są również dzięki pokoleniom, które o to walczyły. 

Czuję się już dużo lepiej. Gorączki już nie mam. Kaszlę jeszcze. Właściwie to szczekam 🤣 ale daję radę. Paradoksalnie dzięki tej chorobie mieszkanie mam już ogarnięte na święta. Posprzątane, udekorowane. Dziś zawieszamy jeszcze lampki na oknach i pakujemy prezenty. W weekend pieczemy pierniczki, wtedy cały dom pachnie i krzyczy: to już, idą święta, są tuż tuż... zwykle jem jednego, góra dwa. Po całym dniu spędzonym na pieczeniu, wycinaniu i ozdabianiu najadam się już samym zapachem i nie mam ochoty jeść ich dużo. Tym zajmą się inni 😄

Nadal nie mam apetytu, ale jem. Niewiele, ale zdrowo. Mam dobry rosół z kurczakiem i wołowiną. Nabieram sił. Muszę. W poniedziałek znów do pracy. Jeszcze dwa tygodnie. Między świętami a Sylwestrem dostałam urlop. Tak się cieszę! Będę mogła w pełni wykorzystać ten cudowny czas. 

Bilans wczorajszy: 
- 3 herbaty czarne z miodem i malinami, 
- miseczka rosołu z mięsem
- 2 mandarynki

Podczas choroby połykałam książki po 2-3 dziennie. Dziś skończyłam Na zachodzie bez zmian Remarque'a i zaczęłam Buszującego w zbożu Salingera... nadganiam klasykę. To mi przypomina, że opuściłam bloga w momencie, gdy dopiero co zaczęłam opisywać książki o tematyce ED. Nie porzuciłam jednak tego zamiaru. Będę od czasu do czasu wrzucać jakąś książkową polecajkę, nie będzie to jednak w ramach  wyzwania listopadowego tylko ot tak. 

Dziś myślałam nad tym co znaczy dla mnie dom. Dom to właśnie święta, tam gdzie pachnie wypiekami, gdzie jest przytulnie i gdzie wraca się z ulgą ze świata. Nieważne czy po pracy, szkole, czy po wielu miesiącach nieobecności. Dom pachnie mamą, tam słychać jej głos i odgłosy krzątania się w kuchni. Nie zawsze wygląda tam jak z katalogu meblowego, ale jest tam życie. Jest czysto i pachnąco. Dla Was oczywiście dom może znaczyć coś innego. Dla mnie jest właśnie taki. I mam świadomość tego, że to właśnie ja go tworzę dla mojej rodziny. Dla moich dzieci. By miały wzór dla swoich przyszłych domów, by mogły zanieść to wspomnienie w wielki świat i wracać tu kiedyś po cząstkę dzieciństwa. 

4 komentarze:

  1. Piękne to, co piszesz. Dla mnie dom z czasów dzieciństwa wydawał się właśnie taki. Potem okazało się co prawda, że to wszystko było iluzją i kłamstwem ale mimo wszystko chyba nie żałuję tych chwil - zapachu wypieków i pasty do podłóg, przedwojennych bombek na choince. Nie mam i nie chcę mieć dzieci między innymi dlatego, że nie potrafiłabym dla nich udawać tego wszystkiego. Zresztą nie chciałabym by wierzyly w boga. Ja mam takie uczucie, że dom jest tam gdzie mój mąż. Może być na ulicach Paryża lub w małym polskim miasteczku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten opis domu jest tak cieplutki i miło rozgrzewa serce. Podziwiam, że dbasz o to, by Twoje miały świadomość swojego pochodzenia i polskich tradycji. W ogóle nie mogę wyjść z podziwu nad tym, jak troskliwą matką jesteś i jak bardzo dbasz o swoich bliskich. Trzymam kciuki, żeby kaszel także ustąpił. Zdrowie jest ważne, dobrze, że go nie ignorujesz.
    Trzymaj się i powodzenia ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje za komentarz na moim blogu , będę ciebie obserwować :)
    super bilans , zdrowiej :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę skojarzeń z domem. Moje, niestety, nie są najlepsze. Kiedyś zbuduję swoje własne, lepsze... zbuduję własny dom.
    Zdrowiej, kochana!

    OdpowiedzUsuń