Witajcie. Obiecałam posta o skutkach ED. Oto i on. Piszę go z nadzieją, że odstraszy młode adeptki anoreksji i bulimii od eksperymentów.
Nie jest to moja historia, więc nie będę wracać do samych początków. Opiszę swój stan fizyczny i psychiczny po 17-stu latach mojej walki z jedzeniem i kilogramami.
Przeszłam wszystkie etapy, które w czasie się przeplatały. Miałam też okresy wyciszenia, więc ostatnie 17 lat to na przemian: bulimia, anoreksja, objadanie się i normalne jedzenie, które jednak nigdy nie było normalne, bo zawsze prowadziło do wzrostu wagi i wszystko zaczynało się od nowa.
Największe problemy zdrowotne, które z tego wynikły, to:
- ból. I to we wszelakich postaciach. Najbardziej oczywiste są bóle brzucha i nudności. Gdy jestem głodna lub najedzona. Wymiotować mogę na zawołanie i o każdej porze. Po jedzeniu i przed. Bez wtykania sobie palców do gardła. Jeśli ciągle Ci niedobrze sztuką jest raczej się od tego powstrzymać.
- wypadające włosy i łamliwe paznokcie. W stopniu ekstremalnym. Są okresy, kiedy to się osłabia, ale zwykle nie trwają dłużej niż pół roku. Łysa co prawda nie jestem, ale mogłabym mieć o wiele gęstsze włosy, gdyby nie to...
- stan zębów. To jest dramat. Jeden z większych. Mój dentysta mówi, że szkliwa nie mam w ogóle już od lat. Czterech zębów nie dało się już uratować. Na szczęście są to tylne rejony, ale pomyślcie - ja mam trzydzieścikilka lat... a już 4 zęby padły ofiarą ED. Co najgorsze to oczywiście postępuje i będzie coraz gorzej. To jeden z moich największych kompleksów.
- skóra... no cóż. Wiele by opowiadać. Jak ktoś doprowadza się do wagi 105 kg a potem chudnie szybko do 49, to skóra nie wyrabia. Do tego ciąże, hormony... porównując to z niektórymi kobietami w telewizji albo koleżankami po ciążach muszę stwierdzić, że mogło być jeszcze gorzej, ale i tak elastyczność mojej skóry pozostawia wiele do życzenia. Zwłaszcza na brzuchu i ramionach. Postaram się Wam tej wiosny i lata pokazać parę moich zdjęć. Stwierdzicie same.
- obciążenie stawów wysoką wagą odczuwam do dziś. Zmiany pogody czy stres powodują ból zwłaszcza kolan, stóp i kręgosłupa.
- psychika po tylu latach zmagań z samą sobą jest również w opłakanym stanie. Ostatnio stany depresyjne spowodowane bezpośrednio sytuacją życiową, ale pośrednio wieloletnim ED. To wszystko sprawiło, że jestem hiper podatna na wahania nastrojów. Od euforii po totalny dół. Gdy jest bardzo źle, chwilowym pocieszeniem było odchudzanie, ale po latach wiem już, że kontrola, którą teoretycznie mam nad swoim ciałem jest tylko ułudą. Nawet gdy uda się schudnąć nie poprawia to nic w moim życiu i jakoś wcale nie jest tak, że chuda byłam szczęśliwa. Mimo to wciąż do tego dążę, choć jestem świadoma bezcelowości swoich działań. Nie umiem tego wytłumaczyć.
- ataki paniki, których doświadczam od jakiegoś roku. Po części to psychika, po części brak witamin i mikroelementów. Strach, ale do tego ból w klatce piersiowej. Zawsze tak wyobrażałam sobie zawał. Przeszywające kłucie pod mostkiem, gorąco, zimny pot, zawroty głowy, ciemność przed oczami. Trwa to jakieś 20 minut. Potem się uspokaja stopniowo. Teraz to wiem, ale na początku bałam się nie na żarty.
- puchnięcie nóg, co szczególnie zimą jest uciążliwe, bo kozaki które zakładam rano z łatwością, wieczorem musi ściągać z moich spuchniętych łydek sztab wojska, zapierając się uprzednio o coś solidnie. Wieczorami, szczególnie przed okresem każde skarpetki zostawiają widoczną obręcz nad kostką. To oczywiście również kwestia hormonów, ale w dużym stopniu gospodarki elektrolitowej, która cierpiała szczególnie w okresach bulimicznych.
I tak mniej więcej wygląda sen o szczupłym, ciele i kontroli nad własnym życiem. Oczywiście przebieg i skutki mogą być różne. Ja opisałam swoje doświadczenia, ale fakt, że jeśli macie jeszcze wybór, nie warto zaczynać jest niezaprzeczalny. ED niszczą człowieka od dna, po sam wierzchołek. Niszczą relacje, szczęście, zdrowie i radość życia. Z nich się nie wychodzi. Tak jak alkoholikiem czy narkomanem jest się do końca życia, choćby się już nie piło czy nie ćpało, tak nawet jedząc normalnie zawsze gdzieś z tyłu głowy będzie myśl o masie ciała, kaloriach, wyglądzie i składzie posiłków...
ED to nie instagramowe zdjęcia płaskich brzuchów i szczupłych ud w krótkich spodenkach. To ból, cierpienie i łzy. Wstyd i strach, smród i obrzydliwości ludzkiego ciała. To strach, którego nikomu nie życzę.
Chętnie przeczytam jakie Wy macie doświadczenia z ED. Ile lat już w tym siedzicie i jakie miały one dla Was skutki...